Omiotłeś wzrokiem osnutą snem twarz blondynki i westchnąłeś głośno, zarzucając torbę treningową na ramię. Czułeś się tak cholernie bezsilny wobec jej postawy względem twojej osoby. Tak bardzo pragnąłeś do niej dotrzeć, ale nie miałeś pojęcia jak to zrobić. Nachyliłeś się nad jej sylwetką i musnąłeś delikatnie wargami jej czoło. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, marszcząc go uroczo i przewróciła się na bok, zaciągając pierzynę na odkryte ramiona. Mimowolnie wzniosłeś kąciki ust, przyglądając się jej czarownemu urokowi, który otumanił cię podczas spotkania jej na swojej drodze po raz pierwszy i czynił to nadal po mimo upływu tych piętnastu cudownych dla ciebie miesięcy usłanych beztroską, ciepłem i gorącym uczuciem. Teraz jednak w progi waszej małżeńskiej egzystencji zawitał chłód. Broniłeś się przed nim jak mogłeś, ale każde jej słowo, oddalenie się od ciebie, gdy chciałeś ją choćby przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze przeszywało cię na wskroś jej lodowatym nastawieniem. Pokręciłeś głową z niedowierzaniem nad tym jak to wszystko uległo zmianie, jak miałeś okazję podziwiać zupełnie inną odsłonę twojej żony. Przymknąłeś za sobą drzwi sypialni, a następnie domu i mknąłeś ulicami miasta srebrną Toyotą, podążając do jedynego miejsca, po którego przekroczeniu problemy zanikały. Potrzebowałeś resetu myśli, które omotały twój umysł od samego opuszczenia łóżka. Pragnąłeś oczyszczenia. Po przekroczeniu wejścia budynku sportowego sprawnie zamieniłeś ubrania na strój treningowy i zameldowałeś się na hali. Trener posłał ci łagodny uśmiech na powitanie, na co ty odpowiedziałeś jedynie niemrawym wzniesieniem kącika ust, jednak on nie napierał, nie dopytywał. Wiedział co spotkało cię w ostatnim czasie i utkwił wszelkie pokłady zaufania. Wierzył, że po upływie jakiegoś odcinka czasu ponownie powróci na twoje usta ten delikatny uśmiech. Znał cię już jakiś czas. Sam starałeś się pozytywnie podchodzić do tej sytuacji, choć nie było to banalne. Twoje buzujące myśli zostały uciszone przez głos Kowala, który tłumaczył tobie i pozostałym zawodnikom czym zajmiecie się na dzisiejszych zajęciach. Masłowski spojrzał na ciebie wymownie, a ty skinąłeś głową, zgadzając się na bycie z nim w parze, co stało się waszym codziennym rytuałem. Tym razem jednak nie skwitowałeś jego oczywistej propozycji lekkim uśmiechem na ustach, co wyraźnie zaniepokoiło rzeszowskiego libero. Znał cię na tyle dobrze, że uleciało to jego uwadze. Każdy detal umiał doskonale odczytać. Zmarszczył brwi, przyglądając ci się badawczo. Rzucił w twoim kierunku piłką, a ty złapałeś ją w smukłe dłonie i jako pierwszy wzniosłeś ją w powietrze. Mateusz milczał, ale przeczuwałeś, że niebawem przystąpi do działania. Nie myliłeś się. Gdy nastała pora odłożenia żółto-błękitnych Mikas do kosza, aby podzielić się na dwie szóstki rzeszowianin przystanął obok ciebie i objął cię przyjacielsko ramieniem.
-Michałku, ja ciebie proszę znamy się tyle czasu...Co cię gryzie, skarbie?-spojrzał na ciebie wyczekująco, posyłając ci łagodny uśmiech.
-Nawet ty okazujesz mi więcej czułości i ciepła niż moja żona.-mruknąłeś, wpatrując się tępo przed siebie.
-Kędzior, co jest do cholery?-w jego błękitnych tęczówkach odnalazłeś troskę tak bardzo dawno widzianą w jej oczach.
-Sam chciałbym wiedzieć, Maślak.-westchnąłeś głośno, obdarowując jego twarz przelotnym spojrzeniem.- Diana od czasu opuszczenia szpitala jest zupełnie inna. Oddalamy się od siebie. Ja się staram. Chcę ją wspierać, być jej oparciem, ale ona ciągle ucieka przed mną, gdy chcę ją przytulić czy pocałować. Jej lodowatość mnie boli.-wypowiedziałeś, przymykając powieki.
Nie chciałeś, aby brunet dostrzegł jak trudno jest ci o tym rozmawiać nawet z nim, twoim przyjacielem. A przede wszystkim nie zamierzałeś demaskować przed nim w jaki stan wprawia cię choćby napomnienie o tym. Gdy powstrzymałeś szklenie się oczy otworzyłeś je i popatrzyłeś na wciąż milczącego zawodnika rzeszowskiej drużyny. Naprawdę cierpiałeś, gdyż byłeś solidnie zżyty z blondynką i przywykłeś do serdeczności promieniującej od niej na kilometr. Przyzwyczaiłeś się do jej błękitnych oczu patrzących na ciebie z miłością, czułością, a teraz jedyne co w nich dostrzegałeś to smutek, który starała się skrywać, spuszczając głowę czy zagubienie. Ty także rozdzierany byłeś wewnątrz przez potworne wyrzuty sumienia, bo przecież gdybyś nie poszedł do tego pieprzonego sklepu wasza kruszynka nadal by żyła. Zobaczyłbyś ją niebawem po kilkunastogodzinnej akcji porodowej i przytulił do swego boku. Zapatrzył się na jej twarz, porównując ile cech odziedziczyła po rodzicielce a ile po tatusiu. Zapewne byłbyś oczarowany jej niewinnością i nieskazitelnością. Rozpruwany byłeś codziennie przez tysiące takich myśli. Także odczuwałeś ból i udrękę z powodu śmierci tej istotki, o której zawsze marzyliście.
-Przepraszam, ja nie dam rady.-szepnąłeś słabo i wybiegłeś z hali.
Wparowałeś do łazienki i zatrzasnąłeś za sobą drzwi, uprzednio przekręcając w nich zamek. Osunąłeś się po ich fakturze i dałeś upust kłębiących się w tobie emocjom. Twoje życie nie mogło tak dłużej wyglądać. Potrzebowaliście siebie wzajemnie, a ty po mimo swoich bezowocnych prób zostawałeś odrzucany. Na myśl cisnęło ci się porównanie do syzyfowej pracy. Wysiłku, który nie przynosił jakichkolwiek efektów i nie miałeś przecież pewności czy to kiedykolwiek zakończy się sukcesem. Te doznania zbyt długo się w tobie kłębiły. Nie podołałeś. Nie wytrzymałeś. Pękłeś. Słona ciecz spływała po twoich policzkach, skapując na kafelki, na których spoczywałeś. Łkałeś cicho, nie mając już dłużej siły na tą nieustanną walkę z upartością twojej żony. Tak bardzo kochałeś tą kobietę. Tak bardzo łaknąłeś jej szczęścia, że to wyniszczało cię od środka. Krzywdziłeś sam siebie, Michale.
-Michałku, ja ciebie proszę znamy się tyle czasu...Co cię gryzie, skarbie?-spojrzał na ciebie wyczekująco, posyłając ci łagodny uśmiech.
-Nawet ty okazujesz mi więcej czułości i ciepła niż moja żona.-mruknąłeś, wpatrując się tępo przed siebie.
-Kędzior, co jest do cholery?-w jego błękitnych tęczówkach odnalazłeś troskę tak bardzo dawno widzianą w jej oczach.
-Sam chciałbym wiedzieć, Maślak.-westchnąłeś głośno, obdarowując jego twarz przelotnym spojrzeniem.- Diana od czasu opuszczenia szpitala jest zupełnie inna. Oddalamy się od siebie. Ja się staram. Chcę ją wspierać, być jej oparciem, ale ona ciągle ucieka przed mną, gdy chcę ją przytulić czy pocałować. Jej lodowatość mnie boli.-wypowiedziałeś, przymykając powieki.
Nie chciałeś, aby brunet dostrzegł jak trudno jest ci o tym rozmawiać nawet z nim, twoim przyjacielem. A przede wszystkim nie zamierzałeś demaskować przed nim w jaki stan wprawia cię choćby napomnienie o tym. Gdy powstrzymałeś szklenie się oczy otworzyłeś je i popatrzyłeś na wciąż milczącego zawodnika rzeszowskiej drużyny. Naprawdę cierpiałeś, gdyż byłeś solidnie zżyty z blondynką i przywykłeś do serdeczności promieniującej od niej na kilometr. Przyzwyczaiłeś się do jej błękitnych oczu patrzących na ciebie z miłością, czułością, a teraz jedyne co w nich dostrzegałeś to smutek, który starała się skrywać, spuszczając głowę czy zagubienie. Ty także rozdzierany byłeś wewnątrz przez potworne wyrzuty sumienia, bo przecież gdybyś nie poszedł do tego pieprzonego sklepu wasza kruszynka nadal by żyła. Zobaczyłbyś ją niebawem po kilkunastogodzinnej akcji porodowej i przytulił do swego boku. Zapatrzył się na jej twarz, porównując ile cech odziedziczyła po rodzicielce a ile po tatusiu. Zapewne byłbyś oczarowany jej niewinnością i nieskazitelnością. Rozpruwany byłeś codziennie przez tysiące takich myśli. Także odczuwałeś ból i udrękę z powodu śmierci tej istotki, o której zawsze marzyliście.
-Przepraszam, ja nie dam rady.-szepnąłeś słabo i wybiegłeś z hali.
Wparowałeś do łazienki i zatrzasnąłeś za sobą drzwi, uprzednio przekręcając w nich zamek. Osunąłeś się po ich fakturze i dałeś upust kłębiących się w tobie emocjom. Twoje życie nie mogło tak dłużej wyglądać. Potrzebowaliście siebie wzajemnie, a ty po mimo swoich bezowocnych prób zostawałeś odrzucany. Na myśl cisnęło ci się porównanie do syzyfowej pracy. Wysiłku, który nie przynosił jakichkolwiek efektów i nie miałeś przecież pewności czy to kiedykolwiek zakończy się sukcesem. Te doznania zbyt długo się w tobie kłębiły. Nie podołałeś. Nie wytrzymałeś. Pękłeś. Słona ciecz spływała po twoich policzkach, skapując na kafelki, na których spoczywałeś. Łkałeś cicho, nie mając już dłużej siły na tą nieustanną walkę z upartością twojej żony. Tak bardzo kochałeś tą kobietę. Tak bardzo łaknąłeś jej szczęścia, że to wyniszczało cię od środka. Krzywdziłeś sam siebie, Michale.
***
Zsunąłeś ze stóp obuwie, pozostawiając je w mini korytarzu i wkroczyłeś na niebezpieczny teren waszego domu. Blondynka ze słuchawkami na uszach przemieszczała się po salonie, zbierając wszelkie zanieczyszczenia za pomocą rury od odkurzacza. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy nie zgromiła cię groźnym wzrokiem i zawitałeś do kuchni. Mimowolnie uśmiechnąłeś się na widok talerza z kawałkiem kurczaka przyrządzonego za pomocą twojego ulubionego sposobu. Mięso otoczone było sporą ilością warzyw na patelnię oraz polane bulionem. Pamiętałeś jak sam ją uczyłeś tego dania, które w twoim wykonaniu było popisowym. Przysiadłeś do stołu i pochłaniałeś posiłek, biegnąc wzrokiem po sylwetce najważniejszej kobiety w twoim życiu oraz śledząc jej poczynania. W pewnym momencie wyłączyła sprzęt i zsunęła słuchawki z uszu na szyję, przypatrując ci się przez dłuższą chwilę.
-Dziękuję kochanie za obiad. Był przepyszny.-wypowiedziałeś z promiennym uśmiechem na ustach.
Mogłeś przysiąc, że przez jej usta przebiegł cień uśmiechu, a to już wprawiło cię w odrobinę lepszy nastrój i rozpaliło w tobie iskierkę nadziei, że jeszcze kiedyś będzie tak jak dawniej. Entuzjazm momentalnie zawładnął twoim umysłem, a ty ponownie postanowiłeś walczyć do upadłego, bo przecież miałeś o co, a raczej o kogo. Małżeństwo z blondynką było najlepszym co cię w życiu spotkało. Podreptałeś w jej kierunku i zamknąłeś ją od tyłu w swoich ramionach. Zaskoczony przypatrywałeś się jej, kiedy ułożyła dłonie na twoich rękach i przymknęła powieki. Naprawdę cię zadziwiła, aczkolwiek zrobiła to w miły sposób. Gdy jednak zapragnąłeś skraść z jej słodkich ust krótki pocałunek odrzuciła twoje ramiona od siebie i poderwała się z miejsca, zwracając w twoim kierunku twarzą.
-Myślisz, że tym wszystko naprawisz?!-krzyknęła, patrząc na ciebie z niedowierzaniem.
-Diana, spokojnie.-gestem dłoni pokazałeś, by obniżyła poziom władających ją emocji.
-Nie, Michał. Nie będę spokojna, bo gdybyś wtedy nie poszedł do tego cholernego sklepu nasze dziecko by żyło!-wykrzykiwała, a jej policzki w niezauważalnym dla ciebie momencie stały się wilgotne.
-Skarbie, nie ma sensu się obwiniać.
-Ja cie nie obwiniam. Ja mówię jaka jest prawda.
-Diana, proszę cię! Przestań! Mnie też to cholernie boli, ale nie mamy po co do tego wracać! To nie wróci jej życia!
-Może i nie, ale miałbyś chodziarz odwagę przyznać się do własnej winy, tchórzu.-warknęła w twoim kierunku z zawiścią w oczach.
-Dobrze! Skoro chcesz tak rozmawiać proszę bardzo!-puściły ci nerwy.- To nie tylko moja wina! To nasza wina! Miałaś telefon! Mogłaś zadzwonić, ale spanikowałaś...
Przepraszam za minimalne opóźnienie, ale praca daje mi w kość i odechciewa mi się wszystkiego, w tym także pisania po mimo, że mam pomysły :( Jak widzicie sytuacja pomiędzy Dianą a Michałem nadal jest niezaciekawa, a on coraz gorzej to znosi.. W końcu puściły mu nerwy i stało się. Zobaczymy czy będą w stanie odbudować to małżeństwo. Całuję i do zobaczenia za tydzień ;*
-Dziękuję kochanie za obiad. Był przepyszny.-wypowiedziałeś z promiennym uśmiechem na ustach.
Mogłeś przysiąc, że przez jej usta przebiegł cień uśmiechu, a to już wprawiło cię w odrobinę lepszy nastrój i rozpaliło w tobie iskierkę nadziei, że jeszcze kiedyś będzie tak jak dawniej. Entuzjazm momentalnie zawładnął twoim umysłem, a ty ponownie postanowiłeś walczyć do upadłego, bo przecież miałeś o co, a raczej o kogo. Małżeństwo z blondynką było najlepszym co cię w życiu spotkało. Podreptałeś w jej kierunku i zamknąłeś ją od tyłu w swoich ramionach. Zaskoczony przypatrywałeś się jej, kiedy ułożyła dłonie na twoich rękach i przymknęła powieki. Naprawdę cię zadziwiła, aczkolwiek zrobiła to w miły sposób. Gdy jednak zapragnąłeś skraść z jej słodkich ust krótki pocałunek odrzuciła twoje ramiona od siebie i poderwała się z miejsca, zwracając w twoim kierunku twarzą.
-Myślisz, że tym wszystko naprawisz?!-krzyknęła, patrząc na ciebie z niedowierzaniem.
-Diana, spokojnie.-gestem dłoni pokazałeś, by obniżyła poziom władających ją emocji.
-Nie, Michał. Nie będę spokojna, bo gdybyś wtedy nie poszedł do tego cholernego sklepu nasze dziecko by żyło!-wykrzykiwała, a jej policzki w niezauważalnym dla ciebie momencie stały się wilgotne.
-Skarbie, nie ma sensu się obwiniać.
-Ja cie nie obwiniam. Ja mówię jaka jest prawda.
-Diana, proszę cię! Przestań! Mnie też to cholernie boli, ale nie mamy po co do tego wracać! To nie wróci jej życia!
-Może i nie, ale miałbyś chodziarz odwagę przyznać się do własnej winy, tchórzu.-warknęła w twoim kierunku z zawiścią w oczach.
-Dobrze! Skoro chcesz tak rozmawiać proszę bardzo!-puściły ci nerwy.- To nie tylko moja wina! To nasza wina! Miałaś telefon! Mogłaś zadzwonić, ale spanikowałaś...
~*~
Hello! ^^Przepraszam za minimalne opóźnienie, ale praca daje mi w kość i odechciewa mi się wszystkiego, w tym także pisania po mimo, że mam pomysły :( Jak widzicie sytuacja pomiędzy Dianą a Michałem nadal jest niezaciekawa, a on coraz gorzej to znosi.. W końcu puściły mu nerwy i stało się. Zobaczymy czy będą w stanie odbudować to małżeństwo. Całuję i do zobaczenia za tydzień ;*
Ojoj, co tu się podziało :( Michał w równym stopniu, co Diana przeżywa stratę maleństwa, a jednak się stara. Stara się, jak może, aby ich życie po tej tragedii wróciło do normy, stara się na nowo o względy żony, która traktuje go jak zło konieczne, a co najgorsze... Obwinia o to, co się stało. Zdecydowanie nie powinna tego robić, bo jak słusznie zauważył Michał zastanawianie się, co by było gdyby nie ma już sensu... Opis jego uczuć tak do mnie trafił, że nawet nie wiem, co mam napisać... A moment jego załamania podczas treningu i mnie załamał... :( Mam nadzieję, że ich małżeństwo uda się jeszcze uratować, choć na razie długa droga do tego...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Cieszę się, że chyba udało mi się oddać to co czuję Michał ;)
UsuńCzas pokaże ;)
Dziękuję i pozdrawiam ;*
I teraz wzajemnie będą się obwiniać, krzyczeć i nie dopuszczą siebie do żadnego zrozumienia :// Z kochającego małżeństwa zamieniają się w jakiś potworów, bo gdyby im zależało poszliby na jakąś terapię albo zdecydowali się na szczerą rozmowę w czterech ścianach bez żadnych świadków. Świat im się zawalił, bo nie ma nic gorszego niż utrata dziecka, na które czekało się długich dziewięć miesięcy, ale czy warto dalej brnąć w tą wrogość? Nie wiem czemu, ale nie mogę wyobrazić sobie ich wspólnej przyszłości.
OdpowiedzUsuńMoże niebawem podejmą takie środki, kto wie..
UsuńDaj im szansę ;)
Dziękuję i pozdrawiam ;*