Nie mogłeś uciszyć spustoszenia myśli w twojej głowie odnośnie waszej wczorajszej rozmowy. Obawiałeś się, że jeżeli wrócisz do domu jej już tam nie zostaniesz, że jej już tam nie będzie. Bałeś się opuszczać wasze wspólne gniazdo, ale musiałeś udać się na trening. Chciałeś znaleźć odskocznie od burzy piaskowej, bowiem słowa wydobywające się wczoraj z jej słodkich ust utykały ci w sercu niczym ziarenka piasku i trafiały też do oczu, powodując niemiłosierny ból, który przeradzał się w wodospad łez ściekający po twoich policzkach. Nie odpowiedziała na twoje pytanie. Być może sama nie wiedziała czy to koniec. A może się najzwyczajniej w świecie bała? Wiedziała, że się załamiesz, roztrzaskasz na kawałeczki jak stłuczony przypadkowo niejednokrotnie kubek w wielu polskich mieszkaniach. Może miała w sobie jeszcze wystarczające pokłady ludzkiej dobroci i chciała ci tego oszczędzić? Pustka. To teraz królowało w twoim umyśle jak i życiu. Nie było w nim już gorącego uczucia dwójki ludzi. Nie było już miłości jaką darzyło się młode małżeństwo. Nie było uśmiechu jakim obdarowywała cię każdego ranka po przebudzeniu. Choć wydało ci się, że było to tak niedawno... Nie, Michale. To wydarzyło się miesiące temu. Od tysięcy godzin nie doświadczyłeś gestów pełnych ciepła, miłości czy pasji. Twoje niegdyś szczęśliwe życie się sypało, a ty czułeś się jak obserwator tego. Jakbyś stał obok i przyglądał się temu wirowi wydarzeń, tsunami bólu, cierpienia, które porwało twoją błogość gdzieś gdzie nie miałeś pojęcia. Pochłonęła ją czarna dziura i przeczuwałeś, że długo nie odda. Jak w ogóle się na to zdecyduje. Pokręciłeś głową, odganiając od siebie natłok refleksji i powracając do rzeszowskiego Podpromia. Masłowski spojrzał na ciebie błękitnymi tęczówkami przesiąkniętymi doszczętnie współczuciem i żalem, a ty jedynie wysiliłeś się na blady uśmiech w jego stronę. Oderwałeś od niego wzrok i rozegrałeś piłkę do kolejnego zawodnika, który wyczekał w kolejce na swoją próbę. Wykonywałeś wszystko jak maszyna i nawet gdy byłeś totalnie rozsypany potrafiłeś odpowiednio pozwolić piłce opuścić twoje smukłe palce. Kowal kiwał głową z uznaniem nad twoją wystawą do atakującego z drugiej linii Aleksandra. Mimowolnie wzniosłeś kąciki ust i zarzuciłeś na szyję puchaty, biały ręcznik, aby otrzeć kropelki potu ściekające po twojej bladej, zmęczonej twarzy. Chwilę później zaciskałeś szczękę i zadzierałeś nad siebie ciężary w klubowej siłowni, chcąc dać całkowite ujście nagromadzonym w tobie emocjom. Furia, która zagnieździła się w środku ciebie wreszcie została gdzieś wylana. Lekceważyłeś oblewające cię obficie poty. Liczyło się dla ciebie tylko całkowite wyczerpanie fizyczne, aby po powrocie do rodzinnego otoczenia paść bezwładnie na łóżko i oderwać się od tego dramatycznego okresu w twoim życiu.
-Zaharujesz się na amen. -rzekł Mateusz, mierząc cię karcącym wzrokiem.
-O to chodzi.-mruknąłeś pod nosem, nie przestając wznosić sztangi.
-Michał! To nie jest rozwiązanie!-warknął na ciebie podirytowany twoim zachowaniem libero.
-A ucieczka do Włoch to dla ciebie idealne rozwiązanie?-prychnąłeś.
Opuściłeś ciężar i przysiadłeś na ławce, sięgając po plastikową butelkę. Zwilżyłeś spierzchnięte wargi zimną cieczą, nie spuszczając wzroku z przyjaciela. 20-latek patrzył na ciebie zszokowany, a zarazem zdezorientowany. Nie miał pojęcia o czym mówiłeś.
-Michał, ale o co...?-przerwałeś mu.
-O Dianę chodzi.
-Chcę cię zostawić w Polsce?-wytrzeszczył oczy rzeszowianin.
Skinąłeś prawie niezauważalnie głową, a Mateusz opadł na miejsce obok ciebie totalnie zdziwiony informacją jaką właśnie mu przekazałeś. Kilka chwil później w jego towarzystwie pokonałeś drogę dzielącą cię kiedyś od najlepszego miejsca na ziemi. Teraz uznawałeś je za największe męczarnie, za koszmar. Zmarszczyłeś brwi zdezorientowany, gdy pod wpływem twojego naporu dłoni klamka ustąpiła. Przecież blondynka nigdy nie pozostawiała otwartych drzwi. Zaniepokojony zrzuciłeś torbę na podłogę w salonie i pośpiesznie omiotłeś wzrokiem otoczenie. Pozostawiłeś bruneta w salonie i rozejrzałeś się bezzwłocznie po pozostałych pomieszczeniach. Biegałeś po domu, obawiając się najgorszego. Nie mogła cię zostawić, Michale. Nie teraz.
-Jezu Chryste!-krzyknąłeś na całe gardło, dostrzegając postać swojej żony.-Diana, coś ty najlepszego zrobiła!
W twoich oczach nagromadziły się łzy. Opadłeś przy bezwładnie spoczywającej na podłodze łazienki sylwetce blondynki i pochyliłeś się nad jej twarzą, chcąc sprawdzić na swoim policzku czy oddycha. Od ilości szkarłatnej cieczy, której wszędzie było pełno kręciło ci się w głowie. Nie mogłeś uwierzyć w to, że Kędzierska była zdolna podciąć sobie żyły i zostawić cie na tym świecie samego. Nagle do pomieszczenia wpadł Masłowski, który zaniepokoił się twoją długą nieobecnością. Na widok twojej nieprzytomnej małżonki pobladł wyraźnie na twarzy. Momentalnie jednak otrzeźwiał i wyciągnął z kieszeni telefon, rzucając do ciebie, abyś zatamował krwawienie z uszkodzonego ciała kobiety. Sam natomiast wykonał połączenie na numer ratunkowy i odpowiadał na pytania rejestratorki. W popłochu przechadzał się po pomieszczeniu, tocząc konwersacje z kobietą i co chwila udzielając ci wskazówek. Czas do przyjazdu karetki dłużył ci się niemiłosiernie. Siedziałeś oparty plecami o chłodne płytki i tępo wpatrywałeś się w twarz twojej ukochanej. Nadal nie docierało to ciebie, że ona naprawdę to zrobiła. Zarzucałeś sobie, że zlekceważyłeś swoją intuicje i nie zostałeś w domu. Potrzebowała cię, a ty ją zostawiłeś.
***
Zacisnęłaś mocno powieki pod wpływem drażniącego twoje oczy strumienia światła. Po chwili jednak wzniosłaś je, oswajając się z panującym w nieznanym ci pomieszczeniu oświetleniem. Momentalnie zadarłaś ciężar ciała ku górze za pomocą łokci i omiotłaś wzrokiem otaczające cię środowisko. Zachłysnęłaś się powietrzem, spostrzegając przerażającą biel ścian i skrzywiłaś, gdy do twoich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach. Wzdrygnęłaś się lekko na skrzypnięcie drzwi, za którymi znajdował się siatkarz. Michał przymknął je za sobą i chwycił mocniej papierowy kubek wypełniony po brzegi jasną cieczą. Przysiadł na rogu twojego łóżka i upił niewielki łyk parującej cieczy, a następnie spojrzał na ciebie wymownie. Pokręciłaś głowę, odrzucając propozycję napicia się kawy i poprawiłaś poduszkę tak, aby oprzeć się o nią plecami i doskonale widzieć swojego męża.
-Jak mogłaś mi to zrobić?-szepnął brunet, lustrując cię uważnym wzrokiem.
-Michał...-zaczęłaś się bawić swoimi drobnymi dłońmi.-Ja nie wiem co mną zawładnęło. Przepraszam.-spuściłaś głowę, czując na sobie ciężar jego spojrzenia.
-Straciłem ją. Teraz omal straciłem ciebie.-wypowiedział przesiąkniętym smutkiem tonem głosu.-Po co miałbym żyć na tym świecie bez ciebie?
Zadarłaś głowę ku górze i napotkałaś na drodze swojego wzroku jego czekoladowe tęczówki. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć o zakończeniu swojego żywota? Jak mogłaś pomyśleć, że jego w ogóle nie dotyka cierpienie z powodu straty waszej kruszynki? Jak mogłaś...? Byłaś okropna, Diano. Może nieco późno, ale dostrzegłaś w jego pięknych oczach to czego wcześniej nie wychwyciłaś. Niby obecny w nich był ból, cierpienie, ale byłaś zbyt skupiona na sobie by to zauważyć. A przecież małżeństwo to jedność dwóch osób, a nie wznoszenie jednej nad drugą. Teraz czułaś się okropnie, zdając sobie sprawę, że popełniłaś błąd, że Michał nie zasłużył sobie na takie traktowanie i dotarło to do ciebie dopiero, gdy po raz ponowny stawiłaś się w szpitalu. Gdy przebywałaś w miejscu, gdzie wszystko miało swój początek i ściągnęło fatum nad waszą rodzinę. Pokręciłaś z niedowierzaniem głową, prychając pod nosem nad swoją głupotą.
-Michał, przepraszam.-wypowiedziałaś słabo.-Przepraszam cię za wszystko, skarbie.-ujęłaś jego dłoń w swoją, ściskając ją mocno.
Brunet wpatrywał się w ciebie z zaszkloną powierzchnią oczu i uśmiechał błogo, że ten koszmar w waszym życiu wreszcie się skończył. Po jego policzkach spłynęły strugi łez, ale nie tych przepełnionych cierpieniem. One były oznaką szczęścia. Jego uśmiech skąpany był ulgą, wytchnieniem. Tak bardzo tęskniłaś za tą odsłoną jego uśmiechu. Przede wszystkim był w stu procentach szczery, autentyczny i tylko twój. Tylko ty miałaś okazję i możliwość go podziwiać.
-Wybaczam ci, Diano.-szepnął wprost w twoje włosy, a ty wzdrygnęłaś się na tą bliskość, której od dawna nie doświadczałaś.
Tonęłaś w uścisku jego silnych ramion. Miałaś przymknięte powieki i rozkoszowałaś się jego zapachem. Intensywna woń perfum przyjemnie otulała twoje nozdrza, a ciepło jego ciała wprawiało cię w ukojenie. Plamiłaś słoną cieczą jego kraciastą koszulę, ciesząc się z waszego nowego początku. Pytanie tylko czy nie skończy się jedynie na słowach? Czy twoje czyny pozostaną nadal takie same i będziesz go od siebie odtrącać? Czy będziesz się w stanie przełamać, Diano?
Po deszczu wyszło słońce, a może to tylko jego pojedynczy promień? Kto wie. Może Diana i Michał będą w końcu szczęśliwi i zostawią za sobą demony przeszłości. Okaże się to już w epilogu za tydzień. Czuję, że ta historia nie została od mnie oddana tak jak chciałam, ale i tak jestem z siebie dumna oraz zadowolona, że zdecydowałam się jej podjąć, że zrealizowałam pomysł, który miesiącami rodził się w mojej głowie ;) Cieszę się, że ktoś tu jeszcze jest i liczę, że i tym razem ujawnicie się w komentarzach! :3 Całuję i do zobaczenia w przyszłym tygodniu! ;*
PS: W sobotę nowy Janek ;)
-Jak mogłaś mi to zrobić?-szepnął brunet, lustrując cię uważnym wzrokiem.
-Michał...-zaczęłaś się bawić swoimi drobnymi dłońmi.-Ja nie wiem co mną zawładnęło. Przepraszam.-spuściłaś głowę, czując na sobie ciężar jego spojrzenia.
-Straciłem ją. Teraz omal straciłem ciebie.-wypowiedział przesiąkniętym smutkiem tonem głosu.-Po co miałbym żyć na tym świecie bez ciebie?
Zadarłaś głowę ku górze i napotkałaś na drodze swojego wzroku jego czekoladowe tęczówki. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć o zakończeniu swojego żywota? Jak mogłaś pomyśleć, że jego w ogóle nie dotyka cierpienie z powodu straty waszej kruszynki? Jak mogłaś...? Byłaś okropna, Diano. Może nieco późno, ale dostrzegłaś w jego pięknych oczach to czego wcześniej nie wychwyciłaś. Niby obecny w nich był ból, cierpienie, ale byłaś zbyt skupiona na sobie by to zauważyć. A przecież małżeństwo to jedność dwóch osób, a nie wznoszenie jednej nad drugą. Teraz czułaś się okropnie, zdając sobie sprawę, że popełniłaś błąd, że Michał nie zasłużył sobie na takie traktowanie i dotarło to do ciebie dopiero, gdy po raz ponowny stawiłaś się w szpitalu. Gdy przebywałaś w miejscu, gdzie wszystko miało swój początek i ściągnęło fatum nad waszą rodzinę. Pokręciłaś z niedowierzaniem głową, prychając pod nosem nad swoją głupotą.
-Michał, przepraszam.-wypowiedziałaś słabo.-Przepraszam cię za wszystko, skarbie.-ujęłaś jego dłoń w swoją, ściskając ją mocno.
Brunet wpatrywał się w ciebie z zaszkloną powierzchnią oczu i uśmiechał błogo, że ten koszmar w waszym życiu wreszcie się skończył. Po jego policzkach spłynęły strugi łez, ale nie tych przepełnionych cierpieniem. One były oznaką szczęścia. Jego uśmiech skąpany był ulgą, wytchnieniem. Tak bardzo tęskniłaś za tą odsłoną jego uśmiechu. Przede wszystkim był w stu procentach szczery, autentyczny i tylko twój. Tylko ty miałaś okazję i możliwość go podziwiać.
-Wybaczam ci, Diano.-szepnął wprost w twoje włosy, a ty wzdrygnęłaś się na tą bliskość, której od dawna nie doświadczałaś.
Tonęłaś w uścisku jego silnych ramion. Miałaś przymknięte powieki i rozkoszowałaś się jego zapachem. Intensywna woń perfum przyjemnie otulała twoje nozdrza, a ciepło jego ciała wprawiało cię w ukojenie. Plamiłaś słoną cieczą jego kraciastą koszulę, ciesząc się z waszego nowego początku. Pytanie tylko czy nie skończy się jedynie na słowach? Czy twoje czyny pozostaną nadal takie same i będziesz go od siebie odtrącać? Czy będziesz się w stanie przełamać, Diano?
~*~
Witam! ^^Po deszczu wyszło słońce, a może to tylko jego pojedynczy promień? Kto wie. Może Diana i Michał będą w końcu szczęśliwi i zostawią za sobą demony przeszłości. Okaże się to już w epilogu za tydzień. Czuję, że ta historia nie została od mnie oddana tak jak chciałam, ale i tak jestem z siebie dumna oraz zadowolona, że zdecydowałam się jej podjąć, że zrealizowałam pomysł, który miesiącami rodził się w mojej głowie ;) Cieszę się, że ktoś tu jeszcze jest i liczę, że i tym razem ujawnicie się w komentarzach! :3 Całuję i do zobaczenia w przyszłym tygodniu! ;*
PS: W sobotę nowy Janek ;)
Początkowo naprawdę sądziłam, że Diana tak całkiem na poważnie zdecydowała się na tę przeprowadzkę i gdy Michał wrócił do domu po treningu myślał podobnie. W życiu bym się nie spodziewała takiego obrotu sprawy! Diana nie mogąc sobie poradzić z bolesną rzeczywistością postanowiła targnąć się na swoje życie. Na szczęście Michał z Mateuszem zdążyli na czas i w porę wezwali pomoc. Nie mam pojęcia, co by się stało z Michałem, gdyby po stracie dziecka stracił również żonę. Może Dianie było to w pewnym sensie potrzebne? Cieszę się, że udało się ją uratować oraz, że przejrzała na oczy. Że dostrzegła, że nie tylko ona cierpiała, że Michał również przeżywał swoją tragedię. Chcę wierzyć, że to dla nich nowy początek i że słowa nie okażą się tylko pustymi słowami, ale będą miały swoje odzwierciedlenie w czynach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo weny ;*
Dobrze, że go nie zostawiła z tym samego, a chłopaki zdążyli na czas ;)
UsuńDzięki temu dostrzegła cierpienie męża i jest dla nich szansa ;3
Zobaczymy jak to rozegrają ;3
Pozdrawiam ;*