sobota, 13 października 2018

3.

Omiotłeś wzrokiem osnutą  snem twarz blondynki i westchnąłeś głośno, zarzucając torbę treningową na ramię. Czułeś się tak cholernie bezsilny wobec jej postawy względem twojej osoby. Tak bardzo pragnąłeś do niej dotrzeć, ale nie miałeś pojęcia jak to zrobić. Nachyliłeś się nad jej sylwetką i musnąłeś delikatnie wargami jej czoło. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, marszcząc go uroczo i przewróciła się na bok, zaciągając pierzynę na odkryte ramiona. Mimowolnie wzniosłeś kąciki ust, przyglądając się jej czarownemu urokowi, który otumanił cię podczas spotkania jej na swojej drodze po raz pierwszy i czynił to nadal po mimo upływu tych piętnastu cudownych dla ciebie miesięcy usłanych beztroską, ciepłem i gorącym uczuciem.  Teraz jednak w progi waszej małżeńskiej egzystencji zawitał chłód. Broniłeś się przed nim jak mogłeś, ale każde jej słowo,  oddalenie się od ciebie, gdy chciałeś ją choćby przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze przeszywało cię na wskroś jej lodowatym nastawieniem. Pokręciłeś głową z niedowierzaniem nad tym jak to wszystko uległo zmianie, jak miałeś okazję podziwiać zupełnie inną odsłonę twojej żony.  Przymknąłeś za sobą drzwi sypialni, a następnie domu i mknąłeś ulicami miasta srebrną Toyotą, podążając do jedynego miejsca, po którego przekroczeniu problemy zanikały. Potrzebowałeś resetu myśli, które omotały twój umysł od samego opuszczenia łóżka. Pragnąłeś oczyszczenia. Po przekroczeniu wejścia budynku sportowego sprawnie zamieniłeś ubrania na strój treningowy i zameldowałeś się na hali. Trener posłał ci łagodny uśmiech na powitanie, na co ty odpowiedziałeś jedynie niemrawym wzniesieniem kącika ust, jednak on nie napierał, nie dopytywał. Wiedział co spotkało cię w ostatnim czasie i utkwił wszelkie pokłady zaufania. Wierzył, że po upływie jakiegoś odcinka czasu ponownie powróci na twoje usta ten delikatny uśmiech. Znał cię już jakiś czas. Sam starałeś się pozytywnie podchodzić do tej sytuacji, choć nie było to banalne.  Twoje buzujące myśli zostały uciszone przez głos Kowala, który tłumaczył tobie i pozostałym zawodnikom czym zajmiecie się na dzisiejszych zajęciach. Masłowski spojrzał na ciebie wymownie, a ty skinąłeś głową, zgadzając się na bycie z nim w parze, co stało się waszym codziennym rytuałem. Tym razem jednak nie skwitowałeś jego oczywistej propozycji lekkim uśmiechem na ustach, co wyraźnie zaniepokoiło rzeszowskiego libero. Znał cię na tyle dobrze, że uleciało to jego uwadze. Każdy detal umiał doskonale odczytać. Zmarszczył brwi, przyglądając ci się badawczo. Rzucił w twoim kierunku piłką, a ty złapałeś ją w smukłe dłonie i jako pierwszy wzniosłeś ją w powietrze. Mateusz milczał, ale przeczuwałeś, że niebawem przystąpi do działania. Nie myliłeś się. Gdy nastała pora odłożenia  żółto-błękitnych Mikas do kosza, aby podzielić się na dwie szóstki rzeszowianin przystanął obok ciebie i objął cię przyjacielsko ramieniem.
-Michałku, ja ciebie proszę znamy się tyle czasu...Co cię gryzie, skarbie?-spojrzał na ciebie wyczekująco, posyłając ci łagodny uśmiech.
-Nawet ty okazujesz mi więcej czułości i ciepła niż moja żona.-mruknąłeś, wpatrując się tępo przed siebie.
-Kędzior, co jest do cholery?-w jego błękitnych tęczówkach odnalazłeś troskę tak bardzo dawno widzianą w jej oczach.
-Sam chciałbym wiedzieć, Maślak.-westchnąłeś głośno, obdarowując jego twarz przelotnym spojrzeniem.- Diana od czasu opuszczenia szpitala jest zupełnie inna. Oddalamy się od siebie. Ja się staram. Chcę ją wspierać, być jej oparciem, ale ona ciągle ucieka przed mną, gdy chcę ją przytulić czy pocałować. Jej lodowatość mnie boli.-wypowiedziałeś, przymykając powieki.
Nie chciałeś, aby brunet dostrzegł jak trudno jest ci o tym rozmawiać nawet z nim, twoim przyjacielem. A przede wszystkim nie zamierzałeś demaskować przed nim w jaki stan wprawia cię choćby napomnienie o tym. Gdy powstrzymałeś szklenie się oczy otworzyłeś je i popatrzyłeś na wciąż milczącego zawodnika rzeszowskiej drużyny. Naprawdę cierpiałeś, gdyż byłeś solidnie zżyty z blondynką i przywykłeś do serdeczności promieniującej od niej na kilometr. Przyzwyczaiłeś się do jej błękitnych oczu patrzących na ciebie z miłością, czułością, a teraz jedyne co w nich dostrzegałeś to smutek, który starała się skrywać, spuszczając głowę czy zagubienie. Ty także rozdzierany byłeś wewnątrz przez potworne wyrzuty sumienia, bo przecież gdybyś nie poszedł do tego pieprzonego sklepu wasza kruszynka nadal by żyła. Zobaczyłbyś ją niebawem po kilkunastogodzinnej akcji porodowej i przytulił do swego boku. Zapatrzył się na jej twarz, porównując ile cech odziedziczyła po rodzicielce a ile po tatusiu. Zapewne byłbyś oczarowany jej niewinnością i nieskazitelnością. Rozpruwany byłeś codziennie przez tysiące takich myśli. Także odczuwałeś ból i udrękę z powodu śmierci tej istotki, o której zawsze marzyliście.
-Przepraszam, ja nie dam rady.-szepnąłeś słabo i wybiegłeś z hali.
Wparowałeś do łazienki i zatrzasnąłeś za sobą drzwi, uprzednio przekręcając w nich zamek. Osunąłeś się po ich fakturze i dałeś upust kłębiących się w tobie emocjom. Twoje życie nie mogło tak dłużej wyglądać. Potrzebowaliście siebie wzajemnie, a ty po mimo swoich bezowocnych prób zostawałeś odrzucany. Na myśl cisnęło ci się porównanie do syzyfowej pracy. Wysiłku, który nie przynosił jakichkolwiek efektów i nie miałeś przecież pewności czy to kiedykolwiek zakończy się sukcesem. Te doznania zbyt długo się w tobie kłębiły. Nie podołałeś. Nie wytrzymałeś. Pękłeś. Słona ciecz spływała po twoich policzkach, skapując na kafelki, na których spoczywałeś. Łkałeś cicho, nie mając już dłużej siły na tą nieustanną walkę z upartością twojej żony. Tak bardzo kochałeś tą kobietę. Tak bardzo łaknąłeś jej szczęścia, że to wyniszczało cię od środka. Krzywdziłeś sam siebie, Michale.

***
Zsunąłeś ze stóp obuwie, pozostawiając je w mini korytarzu i wkroczyłeś na niebezpieczny teren waszego domu. Blondynka ze słuchawkami na uszach przemieszczała się po salonie, zbierając wszelkie zanieczyszczenia za pomocą rury od odkurzacza. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy nie zgromiła cię groźnym wzrokiem i zawitałeś do kuchni. Mimowolnie uśmiechnąłeś się na widok talerza z kawałkiem kurczaka przyrządzonego za pomocą twojego ulubionego sposobu. Mięso otoczone było sporą ilością warzyw na patelnię oraz polane bulionem. Pamiętałeś jak sam ją uczyłeś tego dania, które w twoim wykonaniu było popisowym. Przysiadłeś do stołu i pochłaniałeś posiłek, biegnąc wzrokiem po sylwetce najważniejszej kobiety w twoim życiu oraz śledząc jej poczynania. W pewnym momencie wyłączyła sprzęt i zsunęła słuchawki z uszu na szyję, przypatrując ci się przez dłuższą chwilę. 
-Dziękuję kochanie za obiad. Był przepyszny.-wypowiedziałeś z promiennym uśmiechem na ustach. 
Mogłeś przysiąc, że przez jej usta przebiegł cień uśmiechu, a to już wprawiło cię w odrobinę lepszy nastrój i rozpaliło w tobie iskierkę nadziei, że jeszcze kiedyś będzie tak jak dawniej. Entuzjazm momentalnie zawładnął twoim umysłem, a ty ponownie postanowiłeś walczyć do upadłego, bo przecież miałeś o co, a raczej o kogo. Małżeństwo z blondynką było najlepszym co cię w życiu spotkało. Podreptałeś w jej kierunku i zamknąłeś ją od tyłu w swoich ramionach. Zaskoczony przypatrywałeś się jej, kiedy ułożyła dłonie na twoich rękach i przymknęła powieki. Naprawdę cię zadziwiła, aczkolwiek zrobiła to w miły sposób. Gdy jednak zapragnąłeś skraść z jej słodkich ust krótki pocałunek odrzuciła twoje ramiona od siebie i poderwała się z miejsca, zwracając w twoim kierunku twarzą.
-Myślisz, że tym wszystko naprawisz?!-krzyknęła, patrząc na ciebie z niedowierzaniem.
-Diana, spokojnie.-gestem dłoni pokazałeś, by obniżyła poziom władających ją emocji.
-Nie, Michał. Nie będę spokojna, bo gdybyś wtedy nie poszedł do tego cholernego sklepu nasze dziecko by żyło!-wykrzykiwała, a jej policzki w niezauważalnym dla ciebie momencie stały się wilgotne.
-Skarbie, nie ma sensu się obwiniać.
-Ja cie nie obwiniam.  Ja mówię jaka jest prawda.
-Diana, proszę cię! Przestań! Mnie też to cholernie boli, ale nie mamy po co do tego wracać! To nie wróci jej życia!
-Może i nie, ale miałbyś chodziarz odwagę przyznać się do własnej winy, tchórzu.-warknęła w twoim kierunku z zawiścią w oczach.
-Dobrze! Skoro chcesz tak rozmawiać proszę bardzo!-puściły ci nerwy.- To nie tylko moja wina! To nasza wina! Miałaś telefon! Mogłaś zadzwonić, ale spanikowałaś...

~*~
Hello! ^^
Przepraszam za minimalne opóźnienie, ale praca daje mi w kość i odechciewa mi się  wszystkiego, w tym także pisania po mimo, że mam pomysły :( Jak widzicie sytuacja pomiędzy Dianą a Michałem nadal jest niezaciekawa, a on coraz gorzej to znosi.. W końcu puściły mu nerwy i stało się.  Zobaczymy czy będą w stanie odbudować to małżeństwo. Całuję i do zobaczenia za tydzień ;*

czwartek, 4 października 2018

2.

Westchnęłaś głośno, omiatając pustym wzrokiem wnętrze domu i otuliłaś się szczelniej długim, szarym swetrem zapinanym na zatrzaski. Wypełniała cię dziwna pustka od momentu opuszczenia progów szpitala. Nie wiedziałaś co ze sobą począć, a pracodawca, którego nękałaś telefonami z prośbą o  powrót do biura stanowczo odmawiał. Tłumaczyłaś się uparcie, że chcesz zająć czymś myśli, że po mimo tego co się wydarzyło będziesz w pełni skupiona na pracy, jednak on zapewniał cię, że przyjmie cię ponownie, ale musisz ochłonąć. Jak mogłaś przywyknąć do myśli, że maleństwo, które spoczywało pod twoim sercem przez dziewięć miesięcy i było obdarowane tak ogromną miłością przez ciebie oraz twojego małżonka nie otrzymało szansy przyjścia na świat? Jak miałaś pogodzić się z tym jaki los zesłał na ciebie Bóg? Myśl, że mogłabyś teraz spoczywać nad łóżkiem waszej księżniczki i wpatrywać się w nią z zapartym tchem jak  zasypia doprowadzała cię do szału. Już widziałaś oczami wyobraźni jak ta mała istotka staje się oczkiem w głowie tatusia. Uśmiechnęłaś się blado na przebiegające przez twoją głowę myśli i wkroczyłaś do kuchni. Tak bardzo pochłonięta byłaś przez refleksje, że dotychczas nie zauważyłaś spoczywającego w pomieszczeniu przy stole bruneta. Spojrzałaś na  niego przelotnie, otwierając lodówkę i wyłowiłaś z jej wnętrza półmisek z przygotowaną wczoraj wieczorem sałatką. Nałożyłaś jej niewielką porcję na talerz i po zalaniu wrzącą wodą ulubionego kubka opadłaś na miejsce naprzeciwko rozgrywającego. Zadarł wzrok z nad pary wydobywającej się z porcelanowego naczynia i zatopił go w twojej twarzy. W jego ciemnych oczach rozlewała się troska i ciepło, ale gdzieś głębiej schowany był smutek, który starał się skłębić, lecz nieskutecznie. Spuściłaś wzrok, wbijając go w element stołowej zastawy i w ciszy pochłaniałaś posiłek. Michał poderwał się z miejsca, odniósł talerz do zlewu, do którego odprowadziłaś go wzrokiem i ułożył dłoń na oparciu krzesła, nachylając się nad tobą. Gdy już prawie muskał ustami twój policzek, odwróciłaś głowę tak, aby utrudnić mu do niego dostęp, a wręcz zablokować.
-Diana...-jego cichy głos otulił twoje uszy.
- Spóźnisz się na trening.-wypowiedziałaś chłodno.
Sięgnęłaś po naczynie, w którym znajdował się ciemny napój i wlepiłaś wzrok  w widok rozciągający się za oknem, udając, że sytuacja z przed kilku chwil nie miała miejsca. Choć tak naprawdę doskonale widziałaś ten zawód w czekoladowych tęczówkach twojego małżonka i jak ze zrezygnowaniem wzdycha, a następnie zamyka za sobą drzwi. Odetchnęłaś z ulgą, zdając sobie sprawę, że obdarowana zostałaś sporą chwilą samotności. Wasze stosunki dość wyraźnie się ostudziły, co idealnie ukazała niezręczne wydarzenie. Wszystko to dlatego, że gdzieś w głębi obwinialiście się nawzajem o to co się stało. Choć ani z jego ust ani z twoich nie wypłynęły żadne zarzuty względem przeciwko siebie to doskonale zadawałaś sobie z tego sprawę, że tak właśnie jest. Ciągle dręczyłaś się scenariuszami co by było gdyby... Lecz tego się już nie dowiesz.  Jednym plusem tej sytuacji był twój powrót do dawnego nałogu. Wznowić mogłaś rozkoszowanie się pełnią smaku ulubionego, kofeinowego napoju, choć niebawem i tak byś do niego powróciła, gdyż wasze dziecko chwilę po dniu tragedii powinno przyjść na świat. Wydobywający się z ciebie ból był nie do zniesienia, bo po mimo upływu kilku dni nie uporałaś się z tak wielką stratą. Z jednej strony czułaś potworne wyrzuty sumienia, traktując w tak oziębły sposób Kędzierskiego, ale inaczej nie potrafiłaś. Chciałaś skryć się za maską obojętności względem niego, aby nie pokazać jak bardzo cierpisz, ale przez to twoja psychika oberwała jeszcze bardziej.
 
***
Odskoczyłaś od siatkarza niczym oparzona, gdy zaczął się przysuwać w twoim kierunku po materacu łóżka. Dyskretnie obserwowałaś jak zaciska podirytowany już twoim kolejnym zagraniem z talli kart zachowaniem  pięści na materiale śnieżnobiałej kołdry. Zdawałaś sobie doskonale sprawę z tego, że przesadzałaś, gdyż Michał zawsze był bardzo aż za nadto cierpliwym człowiekiem, a teraz byłaś świadkiem jak powoli puszczają mu nerwy.  Ponowił swoją wcześniejszą próbę, a ty odrzuciłaś pierzynę na bok i wsunęłaś stopy w kapcie. 
-Co ty robisz?-na twarzy chłopaka malowało się zdezorientowanie.
-Idę spać na kanapie.-odburknęłaś, wstając z łóżka. 
- Diana, do cholery nie możesz się tak dłużej zachowywać.-powiedział ze stoickim spokojem, chodź jego dłonie nadal były uformowane w pięści co świadczyło o tym, że nabuzowany jest złością. 
- To nie ty nosiłeś to maleństwo pod sercem przez dziewięć miesięcy! To nie ty znosiłeś jej kopnięcia ! Nie masz pojęcia co czuję!-wydzierałaś się, dając upust zgromadzonym w tobie emocjom.
Rozgrywający zastygł na dłuższą chwilę, wpatrując się w ciebie oniemiały. Chyba nie docierało do niego to co właśnie miało miejsce. Był totalnie zszokowany twoim wybuchem. W końcu jednak poderwał się z miejsca i podszedł do ciebie, chcąc cię zamknąć w swoich ramionach, ale ty jedynie popatrzyłaś na niego lodowatym wzrokiem i pokręciłaś głową, opuszczając waszą sypialnię. Zdawałaś sobie sprawę, że się od niego oddalasz, ale nie potrafiłaś inaczej. Potrzebowałaś czasu na normalne funkcjonowanie, a on przeszedł do codzienności jakby to co miało miejsce w szpitalu w ogóle nie miało miejsca i to cię chyba bolało najbardziej. Nie miałaś pojęcia, że jedynie zgrywa silnego, aby być twoją ostoją, aby tobie było lepiej. 

~*~
Hello ^^
Jak widać stosunki Kędzierskich się ochłodziły, a właściwie tylko ze strony Diany, która jest totalnie zagubiona :( Michał się stara, troszczy, ale tylko obrywa...  Pokonają mini kryzys? Zobaczymy ;) Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;* 

czwartek, 27 września 2018

1.


Pozwoliłaś się wznieść powiekom ku górze, czego po chwili pożałowałaś, gdyż zaatakowały je drażniące promiennie słońca przedzierające się przez niezasłonięte żaluzje. Pośpiesznie osłoniłaś je ramieniem, jednak powoli starałaś oswoić z panującym w pomieszczeniu oświetleniem co skutecznie ci się udało. Zmarszczyłaś brwi, kiedy twoje błękitne tęczówki zarejestrowały motylek umiejscowiony na twojej drobnej dłoni, wbity w jedną z żył oraz przewód łączący go z kroplówką. Przez dłuższy moment wpatrywałaś się w sączącą się kropelkami bezbarwną ciecz niczym w transie. Wtem trybiki w twojej głowie włączyły swój mechanizm. Przeniosłaś ciężar ciała na łokcie, podnosząc się do pozycji siedzącej i musnęłaś dłonią płaski niemal brzuch. Kręciłaś głową pogrożona w amoku, czując zbierające się w kącikach twoich oczu łzy. Szeptałaś pod nosem, że to niemożliwe. Drzwi sali zaskrzypiały, a w ich progu przystanął brunet. Momentalnie zjawił się przy twoim łóżku i zamknął w silnych ramionach. Starałaś się wykrzesać z siebie jakieś słowa. Upewnić się, że to o czym właśnie myślałaś naprawdę miało miejsce, ale najzwyczajniej w świecie nie miałaś siły. Wasze maleństwo. Wasza cząstka siebie. Wasz owoc miłości. Odszedł. Słona ciecz spływała strugami po twoich bladych policzkach, mocząc przy tym koszulę Michała. Twoje serce roztrzaskało się na tysiące kawałeczków. Było niczym upuszczone naczynie, które w stanie nienaruszonym już nigdy nikt nie będzie miał możliwości skleić. Skrywało niesamowite pokłady miłości, które byłaś w stanie przekazać tej małej kruszynce, ale nie otrzymasz już takiej okazji. Dygotałaś w objęciach siatkarza. Spazm nawiedzał twoje drobne ciało. Ból związany ze stratą tego nienarodzonego skarbu, który miał zyskać geny waszej dwójki wyniszczał cię od środka. Wiedziałaś, że już nic nie będzie takie samo po przekroczeniu progu szpitala. Przyrządzany wraz  z małżonkiem godzinami pokój już zawsze będzie wam przypominał o tej tragedii. O piątym dniu grudnia roku dwa tysiące siedemnastego. O dramacie jaki przeżyła narodzona się 13 miesięcy temu rodzina Kędzierskich. O stracie potomka. O najgorszym pobycie w szpitalu podczas wszystkich waszych wizyt w tej instytucji. Czułaś, że nie będziesz się w stanie pozbierać.  Z każdą chwilą czarna otchłań pochłaniała cię coraz głębiej. Spadałaś w dół. Nie chciałaś go zawieźć. Chciałaś być dzielna. Chciałaś być silna, ale nie dawałaś rady. Twoja psychika runęła jak domek kart. Czułaś się jak zdmuchnięta z powierzchni ziemi. Niby znajdowałaś się w rzeszowskim szpitalu, ale tak naprawdę miałaś wrażenie, że jesteś tutaj nieobecna. Starałaś wmawiać sobie jak mantrę, że to się nie wydarzyło, że to tylko senny koszmar, iluzja, jednak doskonale odczuwałaś pod swoimi dłońmi plecy rozgrywającego, co tylko utwierdzało cię w przekonaniu, że to wydarzyło się naprawdę.
—Straciliśmy ją. To prawda, ale ja zawsze będę przy tobie. —ujął twoją twarz w smukłe dłonie i potarł kciukami skórę twoich policzków. —Pamiętaj o tym. —szepnął, muskając ustami twoje czoło.
Wysiliłaś się na słaby uśmiech i spojrzałaś w jego oczy. Wzdrygnęłaś się na melancholie jaka je wypełniała. Od ciepłych zazwyczaj czekoladowych tęczówek, które teraz jakby pociemniały biło cierpienie i ból. Pośpiesznie wtuliłaś się w jego ciało, nie mogąc patrząc na niego w takim stanie. Krajało ci się serce, gdy go takim widziałaś. Musieliście się wzajemnie wspierać. Potrzebowaliście tego niczym tlenu zawartego w powietrzu. Stanowiliście układankę. Bez brakującej części nie mogliście uzyskać efektu końcowego. Wybuchłaś głośnym płaczem, gładząc się dłonią po brzuchu. Nadal nie docierało do ciebie, że tej istotki już z wami nie ma, że nawet nie będzie jej wam dane zobaczyć. Byłaś ciekawa jak wyglądała. Po kim odziedziczyła kolor oczu, włosów. W jaki sposób by się uśmiechała. Te detale przygniatały cię doszczętnie. Dobijały jak wróg spragniony odniesienia zwycięstwa.  

~*~
Hej! ^^
Jest i rozwiązanie waszych refleksji na temat dziecka. No i jak widać Diana i Michał przeżywają  ciężkie chwilę :( Mam  nadzieję, że podołam tej historii bo to ostatni rozdział zapasu i teraz  trzeba będzie pisać na bieżąco ;) Czy to wydarzenie zasieje problemy w tak kochającym się małżeństwie? Niebawem się przekonacie ;)  Tymczasem dzisiaj wszyscy przed TV i trzymamy kciuki za naszych siatkarzy <3 Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;* ( jak wszystko dobrze pójdzie :D ) 

poniedziałek, 17 września 2018

Prolog


Zwinnie okręciłaś kierownicę, skręcając na parking centrum sportowego i chwilę później spokojnym krokiem przemierzałaś jego wnętrze. Nikle wzniosłaś kąciki ust, kiedy twoim oczom ukazała się sylwetka bruneta, podążająca w kierunku wyjścia z hali, który białym, puchowym ręcznikiem ocierał twarz z kropelek potu. Zarzucił go na swoją szyję i posłał  w twoim kierunku rozczulający uśmiech, momentalnie przyśpieszając kroku. Poczułaś stado motyli pląsających w twoich brzuchu. Znałaś go ponad trzy lata, a nadal działał na ciebie tak samo intensywnie jak na początku waszej znajomości. Od ponad roku byliście zgranym, chwalonym przez znajomych małżeństwem. Tak pięknej miłości zazdrościli wam wszyscy. Gdy przystanął naprzeciwko ciebie uwiesiłaś się na jego karku i stanęłaś na palcach, witając go krótkim, aczkolwiek czułym pocałunkiem. Mijający was zawodnicy za wiwatowali głośno, wywołując tym u ciebie cichy chichot. Nieco zawstydzona oderwałaś się od swojego małżonka, a Michał zlekceważył ich zachowanie i nachylił się nad tobą, muskając subtelnie twoje pomalowane jasnoróżową szminką usta. Fala ciepła rozeszła się po twoim drobnym ciele, a serce przypominało o swoim istnieniu, obijając się solidnie o twój mostek. Rozgrywający nadal skradał pocałunki z twoich kuszących warg, co naprawdę ci się podobało i nic nie zapowiadało ku temu końca. Dopiero głośne chrząknięcie trenera sprawiło, że zawodnik odskoczył od ciebie niczym poparzony i skrępowany spuścił głowę. Zaśmiałaś się cicho i przywitałaś się z mężczyzną uściskiem dłoni, opuszczając przy boku męża i Kowala salę.
-Jak maleństwo?-spytał, spoglądając z lekkim uśmiechem na twój zaokrąglony brzuch.
Instynktownie pogładziłaś się po nim wewnętrzną  częścią dłoni i westchnęłaś głośno. Przez wariacje tej małej istotki nie zmrużyłaś oka przez całą noc. Toaleta usytuowana na parterze waszego domu mieszczącego się na obrzeżach miasta przez zeszłe kilka godzin stała się twoim największym przyjacielem, a przeszyty bólem kręgosłup największą zmorą. W takich momentach żałowałaś, że twoje największe uzależnienie, napoje kofeinowe, poszły w odstawkę.
-Daje w kość.-odparłaś, krzywiąc się lekko.
Oparłaś się plecami o chłodną powierzchnię ściany korytarza i z uwagą przysłuchiwałaś radom dawanym przez Andrzeja, kiedy to jego małżonka znajdowała się w stanie błogosławionym. Tak wciągnęłaś się w konwersacje z głową drużyny, że nawet nie zauważyłaś, kiedy obok twojego boku pojawił się ten, którego nazwisko nosiłaś od 15 miesięcy. Pożegnałaś się ciepłym uśmiechem z trenerem i wtulona w bok siatkarza powędrowałaś w kierunku samochodu. Jak zawsze nie odbyło się bez sprzeczki o prowadzenie pojazdu i jak zazwyczaj to ty w niej odniosłaś zwycięstwo.
-Jak się czujesz, skarbie?-wypowiedział melodyjnym głosem brunet, gładząc kciukiem twoją bladą dłoń spoczywającą na hamulcu ręcznym.
Zatrzymałaś srebrną Toyotę na skrzyżowaniu i zerknęłaś na niego z łagodnym uśmiechem. Pogłaskałaś dłonią jego policzek, obserwując jak przymyka powieki ze stężenia przyjemności, jaką mu tym gestem sprawiałaś. Uwielbiałaś to robić.
-W porządku, aczkolwiek w takie dni jak te żałuję, że nie mogę napić się kawy.-rzuciłaś, wzdychając głośno.
Brunet roześmiał się cicho i pokręcił z niedowierzaniem głową. Zaparkowałaś przed waszym parterowym domkiem i odpięłaś pas, aby następnie ruszyć w kierunku wejścia do waszego królestwa. W połowie drogi poślizgnęłaś się na kostce brukowej pokrytej lodem i upadłaś na sporych rozmiarów brzuch, jęcząc cicho z bólu. Oblała cię panika. Obawiałaś się o wasze maleństwo, które już niebawem miało przyjść na świat. Pech chciał, że Kędzierski udał się do pobliskiego sklepu po rzeczy potrzebne do upichcenia obiadu i pozostawił cię całkowicie samą. Po twoich policzkach zaczęły spływać łzy. 

~*~
Powariowałam z tymi blogami. Tak, wiem XD Ten prolog dedykuję Karo, która namówiła mnie na publikacje i pomogła przy założeniu bloga, z którym jak nigdy poradziłam sobie ekspresowo ^^ Dzięki laska! :D Nie wiem, kiedy będę tu publikować nowości ale rozważam czwartek lub weekend ;)  Od razu uprzedzam, że ta historia będzie naprawdę krótka, ale za to postaram się by była emocjonująca ;)   Mam nadzieję, że losy Michała i Diany skradną wasze serca jak mi umysł :D Ogólnie Kędzierskiego jakoś bardzo lubię i dlatego zdecydowałam się o nim napisać ;) Całuję i do zobaczenia ;*