piątek, 25 stycznia 2019

Epilog

Spoczywałaś przed lustrem  w łazience, kończąc przeplatanie kłosa. Zwieńczyłaś fryzurę gumką do włosów i okręciłaś się na pięcie, zgarniając z łazienkowej szafki niewielkich rozmiarów czarną torebkę. Narzuciłaś ją na prawe ramie i podążałaś w kierunku drzwi. Wtem nadziałaś się na zagłębiającego się we wnętrzu domu bruneta. Michał pałaszował cię przenikliwym wzrokiem czekoladowych tęczówek od samego czubka głowy do czarnych sandałów z odkrytymi palcami, które zdobiły twoje stopy. Mimowolnie kąciki twoich ust drgnęły znacznie, ukazując mężczyźnie perliste uzębienie. Kędzierski wsparł się łokciem o pobliską ścianę, a dłoń schował za swoją głową. 
-Ładna sukienka.-mruknął z lekkim uśmiechem rozjaśniającym jego  przystojną twarz. 
-Dzięki. Właśnie wychodziłam, bo umówiłam się z Sarą na mieście.-zakomunikowała, zerkając na ekran blokady telefonu, by wybadać czas jaki pozostał jej do spotkania z przyjaciółką. 
-W takim razie będziesz musiała waszą schadzkę przełożyć.-rzekł wprost do twojego ucha, zmniejszając dzielący was dystans. 
Zetknął się swoim czołem z twoim i ulokował wzrok ciemnych tęczówek wprost w twoje błękitne. Po twoim drobnym ciele przebieg dreszcz. Tak bardzo zapomniałaś jak przyjemnym uczuciem była taka reakcja twojego ciała na bliskość twojego męża. Michał zsunął z ramienia torbę treningową, która wydała z siebie charakterystyczny dźwięk do jakiego byłaś przyzwyczajona, opadając tuż obok waszych stóp. Wzdrygnęłaś się lekko na ten nieoczekiwany ruch i podskoczyłaś w miejscu. Brunet zaśmiał gardłowo na twoje zachowanie, a chwilę później jego usta zetknęły się z twoimi. Jego aksamitne wargi łapczywie wyciskały pocałunki na twoich, a wasze koniuszki języka zbyt intensywnie walczyły o dominację. Poczułaś jak na nowo rodzi się w tobie ogień względem siatkarza. Jak rozpala się żar do jego osoby. A jeszcze bardziej nakręcał cię fakt, że to on rozpoczął tą wymianę czułości i to z jaką niebywałą pewnością siebie. Chyba zdążyłaś już zapomnieć o takim jego obliczu. Ujął w smukłe, wielkie dłonie twoje pośladki i przywarł nimi do swojego pasa. Posłusznie się mu poddałaś i skrzyżowałaś łydki za jego plecami, przylegając do niego jeszcze szczelniej. Nie miałaś najmniejszego zamiaru tego przerywać. Podobało ci się to. Brakowało ci jego bliskości. Zaczął kierować się w kierunku waszej sypialni, przenosząc się ustami na twoją odkrytą szyję. Scałowywał z twojej skóry jej uwielbiany przez niego smak , a jej zapach mącił mu w głowie, powodując zawroty. Zatrzasnął za wami drzwi i zrzucił cie na miękki materac waszego małżeńskiego łóżka. Pożerał cię wzrokiem. Wywiercał dziurę w całej twojej sylwetce, bowiem wszędzie było pełno jego spojrzenia. Jego ciemne oczy migotały niczym dwa szmaragdy. Rozpływałaś się, mogąc go takim podziwiać. Sięgnął końcowej partii materiału swojej koszulki i już miał ją zamiar ściągnąć, kiedy jednym zdecydowanym ruchem dłoni go przed tym powstrzymałaś. 
-Ja to zrobię, Misiek.-wypowiedziałaś stanowczo, nie zrywając z nim kontaktu wzrokowego. 
Uśmiechnął się diabelsko, kiwając głową na twoje słowa i niespodziewanie wylądował na twoim ciele, przygniatając cię ciężarem swojego. Zgodnie ze swoją obietnicą podwinęłaś materiał jego ubrania ku górze i pozbyłaś się go. Pod opuszkami palców czułaś zarysy jego mięśni. Tak bardzo dawno badałaś je za pomocą swojego dotyku. Rozgrywający ponownie stopił ze sobą wasze usta toczące ze sobą wymianę namiętnych pocałunków, a dłońmi weryfikował każdy obszar twojego ciała, gdy zsunął z ciebie sukienkę. Każdy milimetr twojej skóry został naznaczony przez jego gładkie wargi, rozpoczynając od dekoltu po same łydki. Wilgotne ślady pozostawiane przez Kędzierskiego na twoim ciele powodowały u ciebie gęsią skórkę. Obrysował dwoma palcami twoje najczulsze miejsce skryte za materiałem czarnej bielizny i uśmiechnął się błogo, gdy zadrżałaś pod wpływem jego dotyku. Wtopiłaś palce w jego ciemne włosy i przyciągnęłaś go bliżej siebie, spoglądając mu głęboko w oczy przed nastąpieniem aktu ostatecznego. Chwilę później twoje gardło rozdzierał przeszywający krzyk w momencie scalenia waszych ciał w jedność jednym, gwałtownym ruchem. Wrzały one pod wpływem wzajemnej bliskości drugiej osoby. Wdychałaś zapach jego ciała z mieszanką potu i ponownie poczułaś to gorące uczucie jakie łączyło waszą dwójkę. Magia waszej bliskości ogarnęła cię i sprawiła, że znowu doznałaś, że jesteś w odpowiednim miejscu , przy odpowiedniej osobie. Kochałaś Michała i po długiej wędrówce wreszcie natrafiłaś na odpowiednią drogę, która zakończyła się waszym nowym początkiem. Z twoich rozchylonych delikatnie ust wydobywały się ciche westchnięcia przeplatające się z rozległymi jękami rozkoszy. Zacisnęłaś mocniej dłonie na barkach Michała i spojrzałaś na niego z błyskiem w oczach, uśmiechając się szczerze, sielankowo. Wasze ciała przeszył na wskroś prąd. Tak bardzo wam zapomniany. Siatkarz zdyszany opuścił się na twoje ciało i przymknął powieki. Czułaś na piersiach jego świszczący, płytki oddech, który łaskotał przyjemnie twoją skórę. Pogładziłaś dłonią jego ciemne, miękkie włosy i obserwowałaś jak stacza się z ciebie na drugą połowę łóżka. Otulała was czerwona, krwista pościel, a twoja głowa spoczywała na jego  klatce piersiowej  pachnącej wilgocią. 
-Cieszę się, że wszystko jest jak dawniej, że nam się udało.-wyszeptał brunet, wymieniając z tobą dłuższe spojrzenie.
-Dziękuję ci, że się nie poddałeś, że walczyłeś.-odparłaś, uśmiechając się subtelnie. 
-Nie mógłbym się poddać, bo bez ciebie nie ma mnie. -musnął ustami twoje odkryte przedramię. 
-Kocham Cię, Michał.-złożyłaś czuły pocałunek na jego ustach. 
Wsłuchując się w brzmienie tych słów z jego ust zdałaś sobie sprawę, że dacie radę, że przełamiecie wszelkie lody, że pokonacie wszelkie przeszkody, bo wasza miłość jest prawdziwa i trwała. Wypełniała cie niebywała euforia, że ta noc była pierwszą gorącą nocą od czasu tragedii jaka was spotkała. To dawało nadzieję, że będziecie jeszcze w stanie powiększyć grono swojej rodziny. Patrzyłaś w przyszłość z optymizmem, bo miałaś przy boku kogoś takiego jak Michał Kędzierski. On był każdym latem i każdą burzą twojego świata, a ty byłaś jego. 

~*~
Witam tutaj po raz ostatni! :( 
Dziękuję Wam za obecność i garstkę komentarzy, ale cieszę się, że jednak ktoś zdecydował się mi towarzyszyć przy tej historii, która momentami sprawiała mi wiele trudu, ale jestem! Podołałam i zakończyłam ją tak jak planowałam od samego początku ;) Michał i Diana odnaleźli wreszcie właściwą ścieżkę, a miłość zwyciężyła i pokonała przeszłość jakże bolesną :3  Teraz skupiam się na krótkim epizodzie z Norbertem Huberem i Anią >>klik<< oraz Janku Fornalu, Ewie oraz Pauli >>klik<< :D Kolejnym projektem będzie Łukasz Kozub, czyli popularna Pusia XD  Całuję i do zobaczenia na innych historiach ( wierzę, że tam zajrzycie i spotkamy się w wątku z komentarzami ^^) 

piątek, 11 stycznia 2019

5.

Nie mogłeś uciszyć spustoszenia myśli w twojej głowie  odnośnie waszej wczorajszej rozmowy. Obawiałeś się, że jeżeli wrócisz do domu jej już tam nie zostaniesz, że jej już tam nie będzie. Bałeś się opuszczać wasze wspólne gniazdo, ale musiałeś udać się na trening. Chciałeś znaleźć odskocznie od burzy piaskowej, bowiem słowa wydobywające się wczoraj z jej słodkich ust utykały ci w sercu niczym ziarenka piasku i trafiały też do oczu, powodując niemiłosierny ból, który przeradzał się w wodospad łez ściekający po twoich policzkach. Nie odpowiedziała na twoje pytanie. Być może sama nie wiedziała czy to koniec. A może się najzwyczajniej w świecie bała? Wiedziała, że się załamiesz, roztrzaskasz na kawałeczki jak stłuczony przypadkowo niejednokrotnie kubek  w wielu polskich mieszkaniach. Może miała w sobie jeszcze wystarczające pokłady ludzkiej dobroci i chciała ci tego oszczędzić? Pustka. To teraz królowało w twoim umyśle jak i życiu. Nie było w nim już gorącego uczucia dwójki ludzi. Nie było już miłości jaką darzyło się młode małżeństwo. Nie było uśmiechu jakim obdarowywała cię każdego ranka po przebudzeniu. Choć wydało ci się, że było to tak niedawno... Nie, Michale. To wydarzyło się miesiące temu. Od tysięcy godzin nie doświadczyłeś gestów pełnych ciepła, miłości czy pasji. Twoje niegdyś szczęśliwe życie się sypało, a ty czułeś się jak obserwator tego. Jakbyś stał obok i przyglądał się temu wirowi  wydarzeń, tsunami bólu, cierpienia, które porwało twoją błogość gdzieś gdzie nie miałeś pojęcia. Pochłonęła ją czarna dziura i przeczuwałeś, że długo nie odda. Jak w ogóle się na to zdecyduje. Pokręciłeś głową, odganiając od siebie natłok refleksji i powracając do rzeszowskiego Podpromia. Masłowski spojrzał na ciebie błękitnymi tęczówkami przesiąkniętymi doszczętnie współczuciem i żalem, a ty jedynie wysiliłeś się na blady uśmiech w jego stronę. Oderwałeś od niego wzrok i rozegrałeś piłkę do kolejnego zawodnika, który wyczekał  w kolejce na swoją próbę. Wykonywałeś wszystko jak maszyna i nawet gdy byłeś totalnie rozsypany potrafiłeś odpowiednio pozwolić piłce opuścić twoje smukłe palce. Kowal kiwał głową z uznaniem nad twoją wystawą do atakującego z drugiej linii Aleksandra. Mimowolnie wzniosłeś kąciki ust i zarzuciłeś na szyję puchaty, biały ręcznik, aby otrzeć kropelki potu ściekające po twojej bladej, zmęczonej twarzy. Chwilę później zaciskałeś szczękę i zadzierałeś nad siebie ciężary w klubowej siłowni, chcąc dać całkowite ujście nagromadzonym w tobie emocjom. Furia, która zagnieździła się w środku ciebie wreszcie została gdzieś wylana. Lekceważyłeś oblewające cię obficie poty. Liczyło się dla ciebie tylko całkowite wyczerpanie fizyczne, aby po powrocie do rodzinnego otoczenia paść bezwładnie na łóżko i oderwać się od tego dramatycznego okresu w twoim życiu.  
-Zaharujesz się na amen. -rzekł Mateusz, mierząc cię karcącym wzrokiem.
-O to chodzi.-mruknąłeś pod nosem, nie przestając wznosić sztangi.
-Michał! To nie jest rozwiązanie!-warknął na ciebie podirytowany twoim zachowaniem libero.
-A ucieczka do Włoch to dla ciebie idealne rozwiązanie?-prychnąłeś.
Opuściłeś ciężar i przysiadłeś na ławce, sięgając po plastikową butelkę. Zwilżyłeś spierzchnięte wargi zimną cieczą, nie spuszczając wzroku z przyjaciela. 20-latek patrzył na ciebie zszokowany, a zarazem zdezorientowany. Nie miał pojęcia o czym mówiłeś.
-Michał, ale o co...?-przerwałeś mu.
-O Dianę chodzi.
-Chcę cię zostawić w Polsce?-wytrzeszczył oczy rzeszowianin. 
Skinąłeś prawie niezauważalnie głową, a Mateusz opadł na miejsce obok ciebie totalnie zdziwiony informacją jaką właśnie mu przekazałeś. Kilka chwil później w jego towarzystwie pokonałeś drogę dzielącą cię kiedyś od najlepszego miejsca na ziemi. Teraz uznawałeś je za największe męczarnie, za koszmar. Zmarszczyłeś brwi zdezorientowany, gdy pod wpływem twojego naporu dłoni klamka ustąpiła. Przecież blondynka nigdy nie pozostawiała otwartych drzwi. Zaniepokojony zrzuciłeś torbę na podłogę w salonie i pośpiesznie omiotłeś wzrokiem otoczenie. Pozostawiłeś bruneta w salonie i rozejrzałeś się bezzwłocznie po pozostałych pomieszczeniach. Biegałeś po domu, obawiając się najgorszego. Nie mogła cię zostawić, Michale. Nie teraz. 
-Jezu Chryste!-krzyknąłeś na całe gardło, dostrzegając postać swojej żony.-Diana, coś ty najlepszego zrobiła!
W twoich oczach nagromadziły się łzy. Opadłeś przy bezwładnie spoczywającej na podłodze łazienki sylwetce blondynki i pochyliłeś się nad jej twarzą, chcąc sprawdzić na swoim policzku czy oddycha. Od ilości szkarłatnej cieczy, której wszędzie było pełno kręciło ci się w głowie. Nie mogłeś uwierzyć w to, że Kędzierska była zdolna podciąć sobie żyły i zostawić cie na tym świecie samego. Nagle do pomieszczenia wpadł Masłowski, który zaniepokoił się twoją długą nieobecnością. Na widok twojej nieprzytomnej małżonki pobladł wyraźnie na twarzy. Momentalnie jednak otrzeźwiał i wyciągnął z kieszeni telefon, rzucając do ciebie, abyś zatamował krwawienie z uszkodzonego ciała kobiety. Sam natomiast wykonał połączenie na numer ratunkowy i odpowiadał na pytania rejestratorki. W popłochu przechadzał się po pomieszczeniu, tocząc konwersacje z kobietą i co chwila udzielając ci wskazówek.  Czas do przyjazdu karetki dłużył ci się niemiłosiernie. Siedziałeś oparty plecami o chłodne płytki i tępo wpatrywałeś się w twarz twojej ukochanej. Nadal nie docierało to ciebie, że ona naprawdę to zrobiła. Zarzucałeś sobie, że zlekceważyłeś swoją intuicje i nie zostałeś w domu. Potrzebowała cię, a ty ją zostawiłeś. 

***
Zacisnęłaś mocno powieki pod wpływem drażniącego twoje oczy strumienia światła. Po chwili jednak wzniosłaś je, oswajając się z panującym w nieznanym ci pomieszczeniu oświetleniem. Momentalnie zadarłaś ciężar ciała ku górze za pomocą łokci i omiotłaś wzrokiem otaczające cię środowisko. Zachłysnęłaś się powietrzem, spostrzegając przerażającą biel ścian i skrzywiłaś, gdy do twoich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach. Wzdrygnęłaś się lekko na skrzypnięcie drzwi, za którymi znajdował się siatkarz. Michał przymknął je za sobą i chwycił mocniej papierowy kubek wypełniony po brzegi jasną cieczą. Przysiadł na rogu twojego łóżka i upił niewielki łyk parującej cieczy, a następnie spojrzał na ciebie wymownie. Pokręciłaś głowę, odrzucając propozycję napicia się kawy i poprawiłaś poduszkę tak, aby oprzeć się o nią plecami i doskonale widzieć swojego męża.
-Jak mogłaś mi to zrobić?-szepnął brunet, lustrując cię uważnym wzrokiem.
-Michał...-zaczęłaś się bawić swoimi drobnymi dłońmi.-Ja nie wiem co mną zawładnęło. Przepraszam.-spuściłaś głowę, czując na sobie ciężar jego spojrzenia.
-Straciłem ją. Teraz omal straciłem ciebie.-wypowiedział przesiąkniętym smutkiem tonem głosu.-Po co miałbym żyć na tym świecie bez ciebie?
Zadarłaś głowę ku górze i napotkałaś na drodze swojego wzroku jego czekoladowe tęczówki. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć o zakończeniu swojego żywota? Jak mogłaś pomyśleć, że jego w ogóle nie dotyka cierpienie z powodu straty waszej kruszynki? Jak mogłaś...? Byłaś okropna, Diano. Może nieco późno, ale dostrzegłaś w jego pięknych oczach to czego wcześniej nie wychwyciłaś. Niby obecny w nich był ból, cierpienie, ale byłaś zbyt skupiona na sobie by to zauważyć. A przecież małżeństwo to jedność dwóch osób, a nie wznoszenie jednej nad drugą. Teraz czułaś się okropnie, zdając sobie sprawę, że popełniłaś błąd, że Michał nie zasłużył sobie na takie traktowanie i dotarło to do ciebie dopiero, gdy po raz ponowny stawiłaś się w szpitalu. Gdy przebywałaś w miejscu,  gdzie wszystko miało swój początek i ściągnęło fatum nad waszą rodzinę. Pokręciłaś z niedowierzaniem głową, prychając pod nosem nad swoją głupotą.
-Michał, przepraszam.-wypowiedziałaś słabo.-Przepraszam cię za wszystko, skarbie.-ujęłaś jego dłoń w swoją, ściskając ją mocno.
Brunet wpatrywał się w ciebie z zaszkloną powierzchnią oczu i uśmiechał błogo, że ten koszmar w waszym życiu wreszcie się skończył. Po jego policzkach spłynęły strugi łez, ale nie tych przepełnionych cierpieniem. One były oznaką szczęścia. Jego uśmiech skąpany był ulgą, wytchnieniem. Tak bardzo tęskniłaś za tą odsłoną jego uśmiechu. Przede wszystkim był w stu procentach szczery, autentyczny i tylko twój. Tylko ty miałaś okazję i możliwość go podziwiać.
-Wybaczam ci, Diano.-szepnął wprost w twoje włosy, a ty wzdrygnęłaś się na tą bliskość, której od dawna nie doświadczałaś.
Tonęłaś w uścisku jego silnych ramion. Miałaś przymknięte powieki i rozkoszowałaś się jego zapachem. Intensywna woń perfum przyjemnie otulała twoje nozdrza, a ciepło jego ciała wprawiało cię w ukojenie. Plamiłaś słoną cieczą jego kraciastą koszulę, ciesząc się z waszego nowego początku. Pytanie tylko czy nie skończy się jedynie na słowach? Czy twoje czyny pozostaną nadal takie same i będziesz go od siebie odtrącać? Czy będziesz się w stanie przełamać, Diano?

~*~
Witam! ^^
Po deszczu wyszło słońce, a może to tylko jego pojedynczy promień? Kto wie. Może Diana i Michał będą w końcu szczęśliwi i zostawią za sobą demony przeszłości. Okaże się to już w epilogu za tydzień. Czuję, że ta historia nie została od mnie oddana tak jak chciałam, ale i tak jestem z siebie dumna oraz zadowolona, że zdecydowałam się jej podjąć, że zrealizowałam pomysł, który miesiącami rodził się w mojej głowie ;) Cieszę się, że ktoś tu jeszcze jest i liczę, że i tym razem ujawnicie się w komentarzach! :3 Całuję i do zobaczenia w przyszłym tygodniu! ;*
PS: W sobotę nowy Janek ;) 

środa, 2 stycznia 2019

4.

Skrzywiłeś się znacznie, gdy do twoich uszu dotarł trzask drzwi. Słyszałeś jeszcze jej ciężkie kroki przemierzające początkowe partie schodów. Później ucichły,gdyż pewnie zdecydowała się na bieg, żywiąc nadzieję, że za nią podążysz, ale ty tego nie uczyniłeś. Z twarzą skrytą pośród dłoni opadłeś na kanapę w salonie, wzdychając głośno. Nie tak miało wyglądać wasze małżeństwo. Nie tak miały się potoczyć jego losy.  Ta jedyna informacja, która padła pośród bieli ścian stworzyła niebezpieczeństwo nad waszą przyszłością i rozniosła w pył waszą teraźniejszość.  Zasiała spustoszenie w waszych umysłach, uczuciach. Przeszła niczym tornado przez wasze dotychczasowe życie, wywracając w nim wszystko do góry nogami. Tak bardzo pragnąłeś wybiec za Dianą, ale zdawałeś sobie sprawę, że lepszym wariantem będzie dla niej ta chwila spędzona w samotności. Otarłeś opuszkiem kciuka słoną ciecz pojawiającą się w kącikach twoich oczu i spojrzałeś na ślubna fotografię zdobiącą komodę obok sporych rozmiarów telewizora. Pamiętałeś jak odliczałeś od tego wyjątkowego dnia, jak planowałeś po cichu wasz miesiąc miodowy, aby Diana przypadkiem się o tym nie dowiedziała. Wtedy wasze życie znacznie się różniło. Uśmiechnąłeś się słabo i pokiwałeś głową niczym w amoku, dźwigając się z sofy. Powędrowałeś do sypialni i opadłeś pozbawiony pokładu jakichkolwiek sił na miękki materac, przymykając powieki. Oddychałeś miarowo, starając się uspokoić skołowane myśli przemierzające twój umysł z prędkością sportowego samochodu. Nagle poderwałeś się jednak do pozycji siedzącej i zmarszczyłeś brwi, spostrzegając niedomknięte drzwiczki szafy o pokaźnych rozmiarach, w której umieszczone były ubrania blondynki oraz twoje. Uchyliłeś je delikatnie, badając uważnym wzrokiem wnętrze mebla. Na dnie witryny spoczywała czarna walizka wypełniona po brzegi częściami garderoby należącymi do twojej żony oraz kartka z wyśrodkowanym napisem Włochy oraz listą rzeczy, które zapewne miała dopakować.  Momentalnie opadłeś na róg łóżka i pokręciłeś z niedowierzaniem głową, prychając pod nosem. Nie dowierzałeś w to co ujrzałeś. 23-latka zamierzała cię opuścić i wszystko wskazywało na to, że miała to uczynić znienacka. Zirytowany uderzyłeś dłonią w pościel i zagryzłeś od wewnątrz policzki. Twoje małżeństwo się sypało, powoli sięgało fundamentów, a ty nie mogłeś z tym nic zrobić. Tak bardzo chciałeś je uratować, ale nie miałeś najmniejszego pojęcia jak to uczynić.  Nie umiałeś dotrzeć do Diany, z którą niegdyś rozumiałeś się bez słów. Wystarczyło spojrzenie,  uśmiech,  drobny gest, aby zrozumieć jej sentencje. A teraz kompletnie jej nie poznawałeś. Od straty maleństwa wybudowała solidny mur i odtrącała od siebie ludzi, a ty znajdowałeś się na szczeblu tej drabinki. Nie potrafiła nawet opuścić wnętrza domu, aby spotkać się  z  najlepszą przyjaciółką, z którą niejednokrotnie potrafiła się zagadać i wrócić do domu po zmierzchu. Totalnie zamknęła się na kontakt z drugim człowiekiem  i to cię przerażało.  Przecież to kompletnie nie zgadzało się z koncepcją jej osoby. Ociekała promiennością, otwartością względem ludzi i chęcią pomocy. A teraz zmieniła się w swoje najgorsze oblicze. 

***
Po nocy spędzonej na tułaniu się uliczkami Rzeszowa wemknęłaś się po cichu do wnętrza domu i zsunęłaś z nóg buty. Przywarłaś spierzchniętymi ustami do gwintu przeźroczystej butelki z woda mineralną i ugasiłaś pragnienie, które narastało w tobie z upływem każdej godziny. Usłyszałaś skrzypnięcie podłogi i gdy zwróciłaś głowę w kierunku salonu ujrzałaś przed sobą bruneta z nagim torsem odzianego jedynie w bokserki. Jego ciemne włosy skąpane były artystycznym nieładem, który powstał w skutek spania i musiałaś przyznać, że prezentował się w tym wydaniu niezwykle uroczo. Miałaś ogromną ochotę przylgnąć do jego klatki piersiowej i przymknąć powieki, odpływając myślami od zmartwień dotyczących waszego małżeństwa. Nie mogłaś jednak pozwolić sobie na chwilę słabości. Musiał cierpieć równie mocno jak ty po stracie tej małej kruszynki. Jego twarz pokryta była smutkiem, a w ciemnych tęczówkach tliło się zmartwienie. 
-Gdzie ty się podziewałaś?-wypowiedział zachrypniętym głosem utkwiwszy w tobie spojrzenie. 
- Michał, wyjeżdżam.-oświadczyłaś, niwelując dzielący was dystans i spoglądając mu głęboko w oczy.
- Domyśliłem się. Widziałem walizkę.
-To zabrnęło za daleko.-szepnęłaś słabo, a w twoich oczach zaszkliły się łzy. 
Nie było to dla ciebie łatwe. Nadal go kochałaś. On w przeciwieństwie do ciebie jeszcze o was walczył, gdy ty poddałaś się doszczętnie. Chciałaś uciec od tej sytuacji. Odseparować się od tego bólu, cierpienia i domu przesiąkniętego rozpaczą. Kiedy miałaś zamiar minąć wysoką sylwetkę siatkarz oplótł wokół twoich nadgarstków smukłe palce i chwycił cię za nie solidnie, przyciągając naprzeciw siebie.
-Pamiętasz co sobie obiecaliśmy przed ołtarzem?-prześwietlał cię na wylot przenikliwym wzrokiem ciemnych tęczówek. Skinęłaś głową, a on kontynuował:-Wytrzymać razem w dobru i źle, a ty pierwsze na co się decydujesz to ucieczka. Diana, musimy pokonać ten trudny czas i iść dalej. -mówił stanowczo.- To jak?-utkwił w tobie spojrzenie z tlącym się w nim dużym stężeniem nadziei.
-Michał, ja nie potrafię.-oznajmiłaś łamiącym się głosem, wyrywając z jego uścisku.-Może to to, że nosiłam je tyle czasu pod sercem, że czułam jego ruchy... Nie wiem, ale nie potrafię się pogodzić z jego stratą. 
-Czyli to koniec?-szepnął z niedowierzaniem, a w jego ciemnych oczach nagromadził się ból i żal.

~*~
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność, bowiem wyniosła ona 2 miesiące i 20 dni :( Jakoś nie miałam weny na tą historię, a nie chciałam jej spartaczyć :/ No, ale powiem Wam szczerze, że jak z treści i stylu tego rozdziału jestem nadto zadowolona to opis uczuć jest tutaj mizerny :( Wydaje mi się, że nie oddałam tego jak chciałam i jest opisu uczuć tutaj zdecydowanie za mało, ale cóż nie potrafiłam chyba inaczej napisać tego po takiej przerwie.. Wybaczcie mi to Kochane i postaram się za tydzień opublikować kolejną część :3 Być może będzie ona już epilogiem, ale jeszcze zobaczymy ;) Zapraszam w sobotę na nowość na Janku Fornalu  (Jak Wenus i Mars. Jesteśmy z innych gwiazd.) oraz Michała Filipa( Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz.), który był niedawno dodany :D Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest xD

sobota, 13 października 2018

3.

Omiotłeś wzrokiem osnutą  snem twarz blondynki i westchnąłeś głośno, zarzucając torbę treningową na ramię. Czułeś się tak cholernie bezsilny wobec jej postawy względem twojej osoby. Tak bardzo pragnąłeś do niej dotrzeć, ale nie miałeś pojęcia jak to zrobić. Nachyliłeś się nad jej sylwetką i musnąłeś delikatnie wargami jej czoło. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, marszcząc go uroczo i przewróciła się na bok, zaciągając pierzynę na odkryte ramiona. Mimowolnie wzniosłeś kąciki ust, przyglądając się jej czarownemu urokowi, który otumanił cię podczas spotkania jej na swojej drodze po raz pierwszy i czynił to nadal po mimo upływu tych piętnastu cudownych dla ciebie miesięcy usłanych beztroską, ciepłem i gorącym uczuciem.  Teraz jednak w progi waszej małżeńskiej egzystencji zawitał chłód. Broniłeś się przed nim jak mogłeś, ale każde jej słowo,  oddalenie się od ciebie, gdy chciałeś ją choćby przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze przeszywało cię na wskroś jej lodowatym nastawieniem. Pokręciłeś głową z niedowierzaniem nad tym jak to wszystko uległo zmianie, jak miałeś okazję podziwiać zupełnie inną odsłonę twojej żony.  Przymknąłeś za sobą drzwi sypialni, a następnie domu i mknąłeś ulicami miasta srebrną Toyotą, podążając do jedynego miejsca, po którego przekroczeniu problemy zanikały. Potrzebowałeś resetu myśli, które omotały twój umysł od samego opuszczenia łóżka. Pragnąłeś oczyszczenia. Po przekroczeniu wejścia budynku sportowego sprawnie zamieniłeś ubrania na strój treningowy i zameldowałeś się na hali. Trener posłał ci łagodny uśmiech na powitanie, na co ty odpowiedziałeś jedynie niemrawym wzniesieniem kącika ust, jednak on nie napierał, nie dopytywał. Wiedział co spotkało cię w ostatnim czasie i utkwił wszelkie pokłady zaufania. Wierzył, że po upływie jakiegoś odcinka czasu ponownie powróci na twoje usta ten delikatny uśmiech. Znał cię już jakiś czas. Sam starałeś się pozytywnie podchodzić do tej sytuacji, choć nie było to banalne.  Twoje buzujące myśli zostały uciszone przez głos Kowala, który tłumaczył tobie i pozostałym zawodnikom czym zajmiecie się na dzisiejszych zajęciach. Masłowski spojrzał na ciebie wymownie, a ty skinąłeś głową, zgadzając się na bycie z nim w parze, co stało się waszym codziennym rytuałem. Tym razem jednak nie skwitowałeś jego oczywistej propozycji lekkim uśmiechem na ustach, co wyraźnie zaniepokoiło rzeszowskiego libero. Znał cię na tyle dobrze, że uleciało to jego uwadze. Każdy detal umiał doskonale odczytać. Zmarszczył brwi, przyglądając ci się badawczo. Rzucił w twoim kierunku piłką, a ty złapałeś ją w smukłe dłonie i jako pierwszy wzniosłeś ją w powietrze. Mateusz milczał, ale przeczuwałeś, że niebawem przystąpi do działania. Nie myliłeś się. Gdy nastała pora odłożenia  żółto-błękitnych Mikas do kosza, aby podzielić się na dwie szóstki rzeszowianin przystanął obok ciebie i objął cię przyjacielsko ramieniem.
-Michałku, ja ciebie proszę znamy się tyle czasu...Co cię gryzie, skarbie?-spojrzał na ciebie wyczekująco, posyłając ci łagodny uśmiech.
-Nawet ty okazujesz mi więcej czułości i ciepła niż moja żona.-mruknąłeś, wpatrując się tępo przed siebie.
-Kędzior, co jest do cholery?-w jego błękitnych tęczówkach odnalazłeś troskę tak bardzo dawno widzianą w jej oczach.
-Sam chciałbym wiedzieć, Maślak.-westchnąłeś głośno, obdarowując jego twarz przelotnym spojrzeniem.- Diana od czasu opuszczenia szpitala jest zupełnie inna. Oddalamy się od siebie. Ja się staram. Chcę ją wspierać, być jej oparciem, ale ona ciągle ucieka przed mną, gdy chcę ją przytulić czy pocałować. Jej lodowatość mnie boli.-wypowiedziałeś, przymykając powieki.
Nie chciałeś, aby brunet dostrzegł jak trudno jest ci o tym rozmawiać nawet z nim, twoim przyjacielem. A przede wszystkim nie zamierzałeś demaskować przed nim w jaki stan wprawia cię choćby napomnienie o tym. Gdy powstrzymałeś szklenie się oczy otworzyłeś je i popatrzyłeś na wciąż milczącego zawodnika rzeszowskiej drużyny. Naprawdę cierpiałeś, gdyż byłeś solidnie zżyty z blondynką i przywykłeś do serdeczności promieniującej od niej na kilometr. Przyzwyczaiłeś się do jej błękitnych oczu patrzących na ciebie z miłością, czułością, a teraz jedyne co w nich dostrzegałeś to smutek, który starała się skrywać, spuszczając głowę czy zagubienie. Ty także rozdzierany byłeś wewnątrz przez potworne wyrzuty sumienia, bo przecież gdybyś nie poszedł do tego pieprzonego sklepu wasza kruszynka nadal by żyła. Zobaczyłbyś ją niebawem po kilkunastogodzinnej akcji porodowej i przytulił do swego boku. Zapatrzył się na jej twarz, porównując ile cech odziedziczyła po rodzicielce a ile po tatusiu. Zapewne byłbyś oczarowany jej niewinnością i nieskazitelnością. Rozpruwany byłeś codziennie przez tysiące takich myśli. Także odczuwałeś ból i udrękę z powodu śmierci tej istotki, o której zawsze marzyliście.
-Przepraszam, ja nie dam rady.-szepnąłeś słabo i wybiegłeś z hali.
Wparowałeś do łazienki i zatrzasnąłeś za sobą drzwi, uprzednio przekręcając w nich zamek. Osunąłeś się po ich fakturze i dałeś upust kłębiących się w tobie emocjom. Twoje życie nie mogło tak dłużej wyglądać. Potrzebowaliście siebie wzajemnie, a ty po mimo swoich bezowocnych prób zostawałeś odrzucany. Na myśl cisnęło ci się porównanie do syzyfowej pracy. Wysiłku, który nie przynosił jakichkolwiek efektów i nie miałeś przecież pewności czy to kiedykolwiek zakończy się sukcesem. Te doznania zbyt długo się w tobie kłębiły. Nie podołałeś. Nie wytrzymałeś. Pękłeś. Słona ciecz spływała po twoich policzkach, skapując na kafelki, na których spoczywałeś. Łkałeś cicho, nie mając już dłużej siły na tą nieustanną walkę z upartością twojej żony. Tak bardzo kochałeś tą kobietę. Tak bardzo łaknąłeś jej szczęścia, że to wyniszczało cię od środka. Krzywdziłeś sam siebie, Michale.

***
Zsunąłeś ze stóp obuwie, pozostawiając je w mini korytarzu i wkroczyłeś na niebezpieczny teren waszego domu. Blondynka ze słuchawkami na uszach przemieszczała się po salonie, zbierając wszelkie zanieczyszczenia za pomocą rury od odkurzacza. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy nie zgromiła cię groźnym wzrokiem i zawitałeś do kuchni. Mimowolnie uśmiechnąłeś się na widok talerza z kawałkiem kurczaka przyrządzonego za pomocą twojego ulubionego sposobu. Mięso otoczone było sporą ilością warzyw na patelnię oraz polane bulionem. Pamiętałeś jak sam ją uczyłeś tego dania, które w twoim wykonaniu było popisowym. Przysiadłeś do stołu i pochłaniałeś posiłek, biegnąc wzrokiem po sylwetce najważniejszej kobiety w twoim życiu oraz śledząc jej poczynania. W pewnym momencie wyłączyła sprzęt i zsunęła słuchawki z uszu na szyję, przypatrując ci się przez dłuższą chwilę. 
-Dziękuję kochanie za obiad. Był przepyszny.-wypowiedziałeś z promiennym uśmiechem na ustach. 
Mogłeś przysiąc, że przez jej usta przebiegł cień uśmiechu, a to już wprawiło cię w odrobinę lepszy nastrój i rozpaliło w tobie iskierkę nadziei, że jeszcze kiedyś będzie tak jak dawniej. Entuzjazm momentalnie zawładnął twoim umysłem, a ty ponownie postanowiłeś walczyć do upadłego, bo przecież miałeś o co, a raczej o kogo. Małżeństwo z blondynką było najlepszym co cię w życiu spotkało. Podreptałeś w jej kierunku i zamknąłeś ją od tyłu w swoich ramionach. Zaskoczony przypatrywałeś się jej, kiedy ułożyła dłonie na twoich rękach i przymknęła powieki. Naprawdę cię zadziwiła, aczkolwiek zrobiła to w miły sposób. Gdy jednak zapragnąłeś skraść z jej słodkich ust krótki pocałunek odrzuciła twoje ramiona od siebie i poderwała się z miejsca, zwracając w twoim kierunku twarzą.
-Myślisz, że tym wszystko naprawisz?!-krzyknęła, patrząc na ciebie z niedowierzaniem.
-Diana, spokojnie.-gestem dłoni pokazałeś, by obniżyła poziom władających ją emocji.
-Nie, Michał. Nie będę spokojna, bo gdybyś wtedy nie poszedł do tego cholernego sklepu nasze dziecko by żyło!-wykrzykiwała, a jej policzki w niezauważalnym dla ciebie momencie stały się wilgotne.
-Skarbie, nie ma sensu się obwiniać.
-Ja cie nie obwiniam.  Ja mówię jaka jest prawda.
-Diana, proszę cię! Przestań! Mnie też to cholernie boli, ale nie mamy po co do tego wracać! To nie wróci jej życia!
-Może i nie, ale miałbyś chodziarz odwagę przyznać się do własnej winy, tchórzu.-warknęła w twoim kierunku z zawiścią w oczach.
-Dobrze! Skoro chcesz tak rozmawiać proszę bardzo!-puściły ci nerwy.- To nie tylko moja wina! To nasza wina! Miałaś telefon! Mogłaś zadzwonić, ale spanikowałaś...

~*~
Hello! ^^
Przepraszam za minimalne opóźnienie, ale praca daje mi w kość i odechciewa mi się  wszystkiego, w tym także pisania po mimo, że mam pomysły :( Jak widzicie sytuacja pomiędzy Dianą a Michałem nadal jest niezaciekawa, a on coraz gorzej to znosi.. W końcu puściły mu nerwy i stało się.  Zobaczymy czy będą w stanie odbudować to małżeństwo. Całuję i do zobaczenia za tydzień ;*

czwartek, 4 października 2018

2.

Westchnęłaś głośno, omiatając pustym wzrokiem wnętrze domu i otuliłaś się szczelniej długim, szarym swetrem zapinanym na zatrzaski. Wypełniała cię dziwna pustka od momentu opuszczenia progów szpitala. Nie wiedziałaś co ze sobą począć, a pracodawca, którego nękałaś telefonami z prośbą o  powrót do biura stanowczo odmawiał. Tłumaczyłaś się uparcie, że chcesz zająć czymś myśli, że po mimo tego co się wydarzyło będziesz w pełni skupiona na pracy, jednak on zapewniał cię, że przyjmie cię ponownie, ale musisz ochłonąć. Jak mogłaś przywyknąć do myśli, że maleństwo, które spoczywało pod twoim sercem przez dziewięć miesięcy i było obdarowane tak ogromną miłością przez ciebie oraz twojego małżonka nie otrzymało szansy przyjścia na świat? Jak miałaś pogodzić się z tym jaki los zesłał na ciebie Bóg? Myśl, że mogłabyś teraz spoczywać nad łóżkiem waszej księżniczki i wpatrywać się w nią z zapartym tchem jak  zasypia doprowadzała cię do szału. Już widziałaś oczami wyobraźni jak ta mała istotka staje się oczkiem w głowie tatusia. Uśmiechnęłaś się blado na przebiegające przez twoją głowę myśli i wkroczyłaś do kuchni. Tak bardzo pochłonięta byłaś przez refleksje, że dotychczas nie zauważyłaś spoczywającego w pomieszczeniu przy stole bruneta. Spojrzałaś na  niego przelotnie, otwierając lodówkę i wyłowiłaś z jej wnętrza półmisek z przygotowaną wczoraj wieczorem sałatką. Nałożyłaś jej niewielką porcję na talerz i po zalaniu wrzącą wodą ulubionego kubka opadłaś na miejsce naprzeciwko rozgrywającego. Zadarł wzrok z nad pary wydobywającej się z porcelanowego naczynia i zatopił go w twojej twarzy. W jego ciemnych oczach rozlewała się troska i ciepło, ale gdzieś głębiej schowany był smutek, który starał się skłębić, lecz nieskutecznie. Spuściłaś wzrok, wbijając go w element stołowej zastawy i w ciszy pochłaniałaś posiłek. Michał poderwał się z miejsca, odniósł talerz do zlewu, do którego odprowadziłaś go wzrokiem i ułożył dłoń na oparciu krzesła, nachylając się nad tobą. Gdy już prawie muskał ustami twój policzek, odwróciłaś głowę tak, aby utrudnić mu do niego dostęp, a wręcz zablokować.
-Diana...-jego cichy głos otulił twoje uszy.
- Spóźnisz się na trening.-wypowiedziałaś chłodno.
Sięgnęłaś po naczynie, w którym znajdował się ciemny napój i wlepiłaś wzrok  w widok rozciągający się za oknem, udając, że sytuacja z przed kilku chwil nie miała miejsca. Choć tak naprawdę doskonale widziałaś ten zawód w czekoladowych tęczówkach twojego małżonka i jak ze zrezygnowaniem wzdycha, a następnie zamyka za sobą drzwi. Odetchnęłaś z ulgą, zdając sobie sprawę, że obdarowana zostałaś sporą chwilą samotności. Wasze stosunki dość wyraźnie się ostudziły, co idealnie ukazała niezręczne wydarzenie. Wszystko to dlatego, że gdzieś w głębi obwinialiście się nawzajem o to co się stało. Choć ani z jego ust ani z twoich nie wypłynęły żadne zarzuty względem przeciwko siebie to doskonale zadawałaś sobie z tego sprawę, że tak właśnie jest. Ciągle dręczyłaś się scenariuszami co by było gdyby... Lecz tego się już nie dowiesz.  Jednym plusem tej sytuacji był twój powrót do dawnego nałogu. Wznowić mogłaś rozkoszowanie się pełnią smaku ulubionego, kofeinowego napoju, choć niebawem i tak byś do niego powróciła, gdyż wasze dziecko chwilę po dniu tragedii powinno przyjść na świat. Wydobywający się z ciebie ból był nie do zniesienia, bo po mimo upływu kilku dni nie uporałaś się z tak wielką stratą. Z jednej strony czułaś potworne wyrzuty sumienia, traktując w tak oziębły sposób Kędzierskiego, ale inaczej nie potrafiłaś. Chciałaś skryć się za maską obojętności względem niego, aby nie pokazać jak bardzo cierpisz, ale przez to twoja psychika oberwała jeszcze bardziej.
 
***
Odskoczyłaś od siatkarza niczym oparzona, gdy zaczął się przysuwać w twoim kierunku po materacu łóżka. Dyskretnie obserwowałaś jak zaciska podirytowany już twoim kolejnym zagraniem z talli kart zachowaniem  pięści na materiale śnieżnobiałej kołdry. Zdawałaś sobie doskonale sprawę z tego, że przesadzałaś, gdyż Michał zawsze był bardzo aż za nadto cierpliwym człowiekiem, a teraz byłaś świadkiem jak powoli puszczają mu nerwy.  Ponowił swoją wcześniejszą próbę, a ty odrzuciłaś pierzynę na bok i wsunęłaś stopy w kapcie. 
-Co ty robisz?-na twarzy chłopaka malowało się zdezorientowanie.
-Idę spać na kanapie.-odburknęłaś, wstając z łóżka. 
- Diana, do cholery nie możesz się tak dłużej zachowywać.-powiedział ze stoickim spokojem, chodź jego dłonie nadal były uformowane w pięści co świadczyło o tym, że nabuzowany jest złością. 
- To nie ty nosiłeś to maleństwo pod sercem przez dziewięć miesięcy! To nie ty znosiłeś jej kopnięcia ! Nie masz pojęcia co czuję!-wydzierałaś się, dając upust zgromadzonym w tobie emocjom.
Rozgrywający zastygł na dłuższą chwilę, wpatrując się w ciebie oniemiały. Chyba nie docierało do niego to co właśnie miało miejsce. Był totalnie zszokowany twoim wybuchem. W końcu jednak poderwał się z miejsca i podszedł do ciebie, chcąc cię zamknąć w swoich ramionach, ale ty jedynie popatrzyłaś na niego lodowatym wzrokiem i pokręciłaś głową, opuszczając waszą sypialnię. Zdawałaś sobie sprawę, że się od niego oddalasz, ale nie potrafiłaś inaczej. Potrzebowałaś czasu na normalne funkcjonowanie, a on przeszedł do codzienności jakby to co miało miejsce w szpitalu w ogóle nie miało miejsca i to cię chyba bolało najbardziej. Nie miałaś pojęcia, że jedynie zgrywa silnego, aby być twoją ostoją, aby tobie było lepiej. 

~*~
Hello ^^
Jak widać stosunki Kędzierskich się ochłodziły, a właściwie tylko ze strony Diany, która jest totalnie zagubiona :( Michał się stara, troszczy, ale tylko obrywa...  Pokonają mini kryzys? Zobaczymy ;) Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;* 

czwartek, 27 września 2018

1.


Pozwoliłaś się wznieść powiekom ku górze, czego po chwili pożałowałaś, gdyż zaatakowały je drażniące promiennie słońca przedzierające się przez niezasłonięte żaluzje. Pośpiesznie osłoniłaś je ramieniem, jednak powoli starałaś oswoić z panującym w pomieszczeniu oświetleniem co skutecznie ci się udało. Zmarszczyłaś brwi, kiedy twoje błękitne tęczówki zarejestrowały motylek umiejscowiony na twojej drobnej dłoni, wbity w jedną z żył oraz przewód łączący go z kroplówką. Przez dłuższy moment wpatrywałaś się w sączącą się kropelkami bezbarwną ciecz niczym w transie. Wtem trybiki w twojej głowie włączyły swój mechanizm. Przeniosłaś ciężar ciała na łokcie, podnosząc się do pozycji siedzącej i musnęłaś dłonią płaski niemal brzuch. Kręciłaś głową pogrożona w amoku, czując zbierające się w kącikach twoich oczu łzy. Szeptałaś pod nosem, że to niemożliwe. Drzwi sali zaskrzypiały, a w ich progu przystanął brunet. Momentalnie zjawił się przy twoim łóżku i zamknął w silnych ramionach. Starałaś się wykrzesać z siebie jakieś słowa. Upewnić się, że to o czym właśnie myślałaś naprawdę miało miejsce, ale najzwyczajniej w świecie nie miałaś siły. Wasze maleństwo. Wasza cząstka siebie. Wasz owoc miłości. Odszedł. Słona ciecz spływała strugami po twoich bladych policzkach, mocząc przy tym koszulę Michała. Twoje serce roztrzaskało się na tysiące kawałeczków. Było niczym upuszczone naczynie, które w stanie nienaruszonym już nigdy nikt nie będzie miał możliwości skleić. Skrywało niesamowite pokłady miłości, które byłaś w stanie przekazać tej małej kruszynce, ale nie otrzymasz już takiej okazji. Dygotałaś w objęciach siatkarza. Spazm nawiedzał twoje drobne ciało. Ból związany ze stratą tego nienarodzonego skarbu, który miał zyskać geny waszej dwójki wyniszczał cię od środka. Wiedziałaś, że już nic nie będzie takie samo po przekroczeniu progu szpitala. Przyrządzany wraz  z małżonkiem godzinami pokój już zawsze będzie wam przypominał o tej tragedii. O piątym dniu grudnia roku dwa tysiące siedemnastego. O dramacie jaki przeżyła narodzona się 13 miesięcy temu rodzina Kędzierskich. O stracie potomka. O najgorszym pobycie w szpitalu podczas wszystkich waszych wizyt w tej instytucji. Czułaś, że nie będziesz się w stanie pozbierać.  Z każdą chwilą czarna otchłań pochłaniała cię coraz głębiej. Spadałaś w dół. Nie chciałaś go zawieźć. Chciałaś być dzielna. Chciałaś być silna, ale nie dawałaś rady. Twoja psychika runęła jak domek kart. Czułaś się jak zdmuchnięta z powierzchni ziemi. Niby znajdowałaś się w rzeszowskim szpitalu, ale tak naprawdę miałaś wrażenie, że jesteś tutaj nieobecna. Starałaś wmawiać sobie jak mantrę, że to się nie wydarzyło, że to tylko senny koszmar, iluzja, jednak doskonale odczuwałaś pod swoimi dłońmi plecy rozgrywającego, co tylko utwierdzało cię w przekonaniu, że to wydarzyło się naprawdę.
—Straciliśmy ją. To prawda, ale ja zawsze będę przy tobie. —ujął twoją twarz w smukłe dłonie i potarł kciukami skórę twoich policzków. —Pamiętaj o tym. —szepnął, muskając ustami twoje czoło.
Wysiliłaś się na słaby uśmiech i spojrzałaś w jego oczy. Wzdrygnęłaś się na melancholie jaka je wypełniała. Od ciepłych zazwyczaj czekoladowych tęczówek, które teraz jakby pociemniały biło cierpienie i ból. Pośpiesznie wtuliłaś się w jego ciało, nie mogąc patrząc na niego w takim stanie. Krajało ci się serce, gdy go takim widziałaś. Musieliście się wzajemnie wspierać. Potrzebowaliście tego niczym tlenu zawartego w powietrzu. Stanowiliście układankę. Bez brakującej części nie mogliście uzyskać efektu końcowego. Wybuchłaś głośnym płaczem, gładząc się dłonią po brzuchu. Nadal nie docierało do ciebie, że tej istotki już z wami nie ma, że nawet nie będzie jej wam dane zobaczyć. Byłaś ciekawa jak wyglądała. Po kim odziedziczyła kolor oczu, włosów. W jaki sposób by się uśmiechała. Te detale przygniatały cię doszczętnie. Dobijały jak wróg spragniony odniesienia zwycięstwa.  

~*~
Hej! ^^
Jest i rozwiązanie waszych refleksji na temat dziecka. No i jak widać Diana i Michał przeżywają  ciężkie chwilę :( Mam  nadzieję, że podołam tej historii bo to ostatni rozdział zapasu i teraz  trzeba będzie pisać na bieżąco ;) Czy to wydarzenie zasieje problemy w tak kochającym się małżeństwie? Niebawem się przekonacie ;)  Tymczasem dzisiaj wszyscy przed TV i trzymamy kciuki za naszych siatkarzy <3 Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;* ( jak wszystko dobrze pójdzie :D ) 

poniedziałek, 17 września 2018

Prolog


Zwinnie okręciłaś kierownicę, skręcając na parking centrum sportowego i chwilę później spokojnym krokiem przemierzałaś jego wnętrze. Nikle wzniosłaś kąciki ust, kiedy twoim oczom ukazała się sylwetka bruneta, podążająca w kierunku wyjścia z hali, który białym, puchowym ręcznikiem ocierał twarz z kropelek potu. Zarzucił go na swoją szyję i posłał  w twoim kierunku rozczulający uśmiech, momentalnie przyśpieszając kroku. Poczułaś stado motyli pląsających w twoich brzuchu. Znałaś go ponad trzy lata, a nadal działał na ciebie tak samo intensywnie jak na początku waszej znajomości. Od ponad roku byliście zgranym, chwalonym przez znajomych małżeństwem. Tak pięknej miłości zazdrościli wam wszyscy. Gdy przystanął naprzeciwko ciebie uwiesiłaś się na jego karku i stanęłaś na palcach, witając go krótkim, aczkolwiek czułym pocałunkiem. Mijający was zawodnicy za wiwatowali głośno, wywołując tym u ciebie cichy chichot. Nieco zawstydzona oderwałaś się od swojego małżonka, a Michał zlekceważył ich zachowanie i nachylił się nad tobą, muskając subtelnie twoje pomalowane jasnoróżową szminką usta. Fala ciepła rozeszła się po twoim drobnym ciele, a serce przypominało o swoim istnieniu, obijając się solidnie o twój mostek. Rozgrywający nadal skradał pocałunki z twoich kuszących warg, co naprawdę ci się podobało i nic nie zapowiadało ku temu końca. Dopiero głośne chrząknięcie trenera sprawiło, że zawodnik odskoczył od ciebie niczym poparzony i skrępowany spuścił głowę. Zaśmiałaś się cicho i przywitałaś się z mężczyzną uściskiem dłoni, opuszczając przy boku męża i Kowala salę.
-Jak maleństwo?-spytał, spoglądając z lekkim uśmiechem na twój zaokrąglony brzuch.
Instynktownie pogładziłaś się po nim wewnętrzną  częścią dłoni i westchnęłaś głośno. Przez wariacje tej małej istotki nie zmrużyłaś oka przez całą noc. Toaleta usytuowana na parterze waszego domu mieszczącego się na obrzeżach miasta przez zeszłe kilka godzin stała się twoim największym przyjacielem, a przeszyty bólem kręgosłup największą zmorą. W takich momentach żałowałaś, że twoje największe uzależnienie, napoje kofeinowe, poszły w odstawkę.
-Daje w kość.-odparłaś, krzywiąc się lekko.
Oparłaś się plecami o chłodną powierzchnię ściany korytarza i z uwagą przysłuchiwałaś radom dawanym przez Andrzeja, kiedy to jego małżonka znajdowała się w stanie błogosławionym. Tak wciągnęłaś się w konwersacje z głową drużyny, że nawet nie zauważyłaś, kiedy obok twojego boku pojawił się ten, którego nazwisko nosiłaś od 15 miesięcy. Pożegnałaś się ciepłym uśmiechem z trenerem i wtulona w bok siatkarza powędrowałaś w kierunku samochodu. Jak zawsze nie odbyło się bez sprzeczki o prowadzenie pojazdu i jak zazwyczaj to ty w niej odniosłaś zwycięstwo.
-Jak się czujesz, skarbie?-wypowiedział melodyjnym głosem brunet, gładząc kciukiem twoją bladą dłoń spoczywającą na hamulcu ręcznym.
Zatrzymałaś srebrną Toyotę na skrzyżowaniu i zerknęłaś na niego z łagodnym uśmiechem. Pogłaskałaś dłonią jego policzek, obserwując jak przymyka powieki ze stężenia przyjemności, jaką mu tym gestem sprawiałaś. Uwielbiałaś to robić.
-W porządku, aczkolwiek w takie dni jak te żałuję, że nie mogę napić się kawy.-rzuciłaś, wzdychając głośno.
Brunet roześmiał się cicho i pokręcił z niedowierzaniem głową. Zaparkowałaś przed waszym parterowym domkiem i odpięłaś pas, aby następnie ruszyć w kierunku wejścia do waszego królestwa. W połowie drogi poślizgnęłaś się na kostce brukowej pokrytej lodem i upadłaś na sporych rozmiarów brzuch, jęcząc cicho z bólu. Oblała cię panika. Obawiałaś się o wasze maleństwo, które już niebawem miało przyjść na świat. Pech chciał, że Kędzierski udał się do pobliskiego sklepu po rzeczy potrzebne do upichcenia obiadu i pozostawił cię całkowicie samą. Po twoich policzkach zaczęły spływać łzy. 

~*~
Powariowałam z tymi blogami. Tak, wiem XD Ten prolog dedykuję Karo, która namówiła mnie na publikacje i pomogła przy założeniu bloga, z którym jak nigdy poradziłam sobie ekspresowo ^^ Dzięki laska! :D Nie wiem, kiedy będę tu publikować nowości ale rozważam czwartek lub weekend ;)  Od razu uprzedzam, że ta historia będzie naprawdę krótka, ale za to postaram się by była emocjonująca ;)   Mam nadzieję, że losy Michała i Diany skradną wasze serca jak mi umysł :D Ogólnie Kędzierskiego jakoś bardzo lubię i dlatego zdecydowałam się o nim napisać ;) Całuję i do zobaczenia ;*